NGO lokalnie – Fabryka Inicjatyw Lokalnych
O współpracy z miastem, lokalności i cukierkach Kopalniokach Batorowcy rozmawiają z członkami Stowarzyszenia Fabryka Inicjatyw Lokalnych.
Transkrypcja podcastu zrealizowanego w ramach projektu:
Misja Partycypacja: młodzi podcasterzy obywatelscy
Odcinek 22.
Prowadzący: uczniowie oraz nauczyciele Liceum im. Stefana Batorego
w Chorzowie – Batorowcy (B)
Gość: członkowie Stowarzyszenia „Fabryka Inicjatyw Lokalnych” (FIL)
Wstęp: Uczniowie chorzowskiego Liceum imienia Stefana Batorego rozmawiają z członkami Stowarzyszenia Fabryka Inicjatyw Lokalnych o relacjach z miastem, niezależności NGO-sów organizacji wydarzeń i cukierkach Kopalniokach. Zapraszamy do słuchania.
B: Jak wygląda współpraca na poziomie z władzami lokalnymi, a może nawet z władzami takimi bardziej krajowymi?
FIL: Zacznę od naszego podwórka, my w ogóle jako Centrum Aktywności Lokalnej, czyli ten twór który był tutaj, w 2008 roku powstał, byliśmy programem miejskim, bo byliśmy projektem, który zaczął działać w ramach Ośrodka Pomocy Społecznej i w zasadzie początki, cała zmiana tutaj to – z jednej strony jest aktywność ludzi, bo my nie zrobiliśmy tego dlatego, że miasto wymyśliło projekt, tylko dlatego, że ten projekt ja wymyśliłem, zaangażowałem do tego Anię, w mieście akurat były sprzyjające warunki, bo się pojawiły środki unijne: „Słuchajcie, mamy taki pomysł na aktywizowanie społeczności lokalnej, zróbmy to w miejscu, które wymaga niewielkiego wkładu, a zyski mogą być duże”.
W związku z tym zaczęliśmy jako projekt miejski. Myśmy się z tego miasta powoli wyłączali, w 2012 roku, udało nam się dogadać z miastem, że wyszliśmy ze struktur samorządowych do stowarzyszenia, które wcześniej tworzyliśmy, ale założenie było takie, że relacja z miastem musi istnieć – zarówno nasza jako stowarzyszenia jak i miasto musi być zaangażowane w zmiany – bo były takie momenty w których, zmiany w Giszowcu, ludzie uznali, że „My możemy to zrobić sami, ale tak się nie da”. To jest jednak miejsce, które jest częścią miasta, istotną częścią miasta, więc ta relacja z miastem ona zawsze powinna być. Ona ma i dobre i mniej dobre strony, znaczy dobre są takie, że od lat jesteśmy w relacji projektowej z miastem, robimy wspólnie różne projekty. Reprezentantem miasta z reguły jest niesienie pomocy społecznej, bo są to działania społeczne, natomiast w tej chwili od kilku lat mamy też działalność tą naszą bardziej komercyjną, czyli wydarzenia, imprezy, jarmarki, które realizujemy we współpracy z miastem. Miasto jest miastem gospodarzem naszych wydarzeń, jesteśmy gdzieś na tym, aspirujemy tego poziomu co Tauron, jesteśmy w tym samym koszyku wydarzeń miejskich, więc oczywiście zawsze na przykład tworząc
to miejsce, Centrum Zimbardo, wkładem miasta w Centrum Zimbardo było wynajęcie artysty, który stworzył nam grafikę do naszej witryny, to nas kosztowało 700 zł i zawsze uznaję, że jak na stworzenie pierwszego wtedy na świecie Centrum imienia profesora Zimbardo, było trochę śmieszną kwotą. Wtedy na otwarcie odwiedziła nas Prezydent Zabrza, nie było nikogo, prawie nikogo z władz miasta Katowice, więc były różne momenty, ale z drugiej strony, jednak my w tych relacjach jesteśmy cały czas, na różnym poziomie administracji.
Z reguły jest to jeden z wiceprezydentów z którym się dobrze znamy lub też kilku naczelników wydziałów z którymi jakby mamy tutaj do czynienia, mamy taki delikatny – myślę, że może nie jest to – problem, ale my lubimy robić rzeczy samodzielnie, tak jak my chcemy robić. Czasami jest nam łatwo i wygodnie, że robimy to sami i miasto jest gdzieś obok, a nie jest z kimś kto dyktuje warunki – na przykład Zimbardo było miejscem, które z jednej strony to jest 700 zł i się trochę z tego śmieję, a z drugiej strony my to miejsce stworzyliśmy i tworzymy dokładnie tak jak chcemy i nie mamy żadnych wyborów narzuconych przez kogoś. Możemy być całkowicie za nie odpowiedzialni, musimy być odpowiedzialni, ale jednocześnie jest to nasze miejsce. Jesteśmy cały czas w relacjach z miastem. Dla Nikiszowca, może nie dla nas jako stowarzyszenia, problemem jest brak – od wielu lat, kiedy są te zmiany tutaj, jakby zachodzą rewitalizacyjne, nie ma tutaj podmiotów, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za pewne jakieś uwspólnione planowanie. Zawsze wydawało nam się że miasta powinno być takimi podmiotami, które zbiera ważne tutaj podmioty, razem tworzy pewnego rodzaju porozumienie partnerskie, jakkolwiek to nazwać, żeby tą zmianę i ten rozwój tego miejsca planować. To się nie dzieje i to jest bolączka miasta i dla mnie to jest pewnego rodzaju niewykorzystane działanie, które miasto mogłoby realizować, ale poza tym wiele tutaj rzeczy zostało przez miasto wykonane. O pewne rzeczy miasto dba, nie możemy powiedzieć, że tej współpracy nie ma, a zawsze można powiedzieć, że mogła być lepsza.
FIL: Ja może dopowiem, padło pytanie o inne poziomy współpracy nie tylko miejskiej. Trochę zajmuję się w organizacji pozyskiwaniem funduszy i tak sygnalnie chciałam pokazać trudności i paradoks może organizacji pozarządowej, bo tak jak Waldemar wspomniał, dla nas ważne jest bardziej, dla naszej działalności bycie niezależnym, dlatego jesteśmy NGO-sem, organizacją pozarządową, czyli taką, która w idealnym świecie jest kompletnie niezależna, ale równocześnie chcąc realizować nasze działania czasem bardzo specyficzne, niekomercyjne często, chociaż tą działalność komercyjną prowadzimy, bo musimy po prostu sięgać po środki zewnętrzne czyli starać się o granty w instytucjach różnych, często w fundacjach prowadzonych przez komercyjne podmioty, ale też na poziomie administracji rządowej i to jakby tutaj jest pewnego rodzaju pytaniem: po które środki sięgać, po które nie sięgać i jakby to pytanie sobie czasem stawiamy, staramy się jakby tą współpracę przez lata prowadzić – i po granty, środki zewnętrzne dedykowane naszej działalności głównie związane właśnie z ochroną dziedzictwa czy ze wspieraniem społeczności lokalnej określonych grup – doprowadzić właśnie dzięki temu finansowemu wsparciu więc pakując się w taką przygodę trzeba po prostu o tym pamiętać, że finansowanie działalności organizacji to jest portfel. Dobrze, jeśli to jest portfel złożony z różnych źródeł, ale te źródła niosą ze sobą pewne wymagania, ryzyka i pewne czasem dylematy.
NIL: Na przestrzeni lat myśmy bardzo dobrze współpracowali, nadal tak jest w sumie
z Urzędem Marszałkowskim Województwa Śląskiego. Przez lata nasze działania tutaj były pewnym modelem działań w społecznościach lokalnych, różnego rodzaju projekty pisane czy tam tworzone czy opracowania Urzędu Marszałkowskiego określające w jaki sposób prowadzić prace ze społecznościami trochę bazowały na naszych doświadczeniach. Więc jakaś tam relacja jakiegoś tam dobrego modelu działania ona jest, znaczy, ja przez lata miałem poczucie, że co dla mnie jest bardzo ważne, że nasze działania i przekazywanie ich dalej mają wpływ na to, że ludzie dobrze pracują, że pewne rzeczy są robione właściwe, więc ja mam takie poczucie spełnienia, że kiedyś tam przez ileś lat ta współpraca była taka rzeczywiście dwustronna, bo my nie mieliśmy prosto, też z górki w różnych sprawach,
z drugiej strony Urząd miał materiał edukacyjny, miał materiał w jaki sposób pisać opracowania, nie wiem jak to się teraz nazywa fachowo, Szopy, nie Szopy, różne tam wytyczne do realizacji projektów, żeby one były racjonalne. Teraz to się trochę zmieniło, jest mniej racjonalności, ale to już po prostu teraz wszystko jest trochę inaczej, kiedyś było lepiej.
B: Ja mam pytanie – skąd się wzięły Kopalnioki?
NIL: Od cukierków, które dzisiaj są dostępne tutaj w szafie dalej, nazywane
są Kopalniokami, dla mnie po prostu to był cukierek, który zawsze był w szafce u mojego dziadka. Kopalnioki były zwykłymi landrynkami, które ktoś kiedyś wymyślił, one bardzo dobrze udrażniały drogi oddechowe, zawalone pyłem. Kopalniok jest anyżowy mocno i faktycznie mój dziadek zawsze miał je w byfyju pod ręką, a po przyjściu z roboty to już cyckanie takiego cukierka było oczywistością, albo często górnicy mieli je za sobą w ogóle i po wyjeździe z kopalni od razu po prostu je jedli, bo one faktycznie jakby pozwalały to gardło trochę tak doprowadzić do porządku. Także Kopalniok, bo cukierek, który się zjadało zaraz po wyjeździe z kopalni, niektórzy szli przepłukiwać do budki z piwem w pobliżu kopalni, też były oczywistą oczywistością wtedy. Ne wiem na ile żeście się tak jakby zorientowali w asortymencie szafy, ale to nasze miejsce jest miejscem takim bardzo hybrydowym powiedziałbym i tak jak przyszliście, jak zobaczyliście że jest zamknięte ja zaczęłam mówić o tym, że zamknięte to oznacza zamknięty sklep, ale życie w Centrum Zimbardo się mimo wszystko toczy, byli rano szkaciorze, czyli panowie, którzy grają w szkata – to jest gra karciana, która jest na Śląsku bardzo znana, bardzo stara i ja nie słyszałam o tym, żeby młodzi ludzie teraz jakoś tam bardzo chętnie w to grali. Ja chciałam dopytać czy nie prowadzicie czegoś takiego? Być może w rodzinach starsi, jacyś tam wujkowie, dziadkowie na pewno, byście o to zapytali to na pewno to znają, więc tu jest grupa kilku panów, która z sentymentu dalej lubi sobie w tego szkata pograć, więc się spotykają tutaj, a ich żony z kolei przychodzą w piątki na zajęcia dla seniorów, to są bardziej artystyczne, to głównie panie korzystają. Gdyby teraz tak powiedzieć co się dzieje w tym pomieszczeniu, bo w budynku w którym była dyrekcja kopalni jest biuro główne Stowarzyszenia. To miejsce czyli Centrum Zimbardo jest miejscem w którym – i to profesor jakby od razu z tym się musiał pogodzić – to będzie miejsce, które będzie nie tylko dla młodzieży. Widzicie zdjęcia z tego spotkania, pierwszego w 2012 roku, kiedy przyjechał, żeby powiedzieć czym jest Nikiszowiec, a idea tej rozmowy była taka, że młodzież musi mieć swoje miejsce. O tej młodzieży Wam trochę opowiadałam, tej która została taka trochę pozbawiona jakby tutaj spędzania wolnego czasu w konstruktywny sposób i w momencie kiedy myśmy jako Centrum Aktywności mieli różnego rodzaju działania dla społeczności i zaczęło się takie angażowanie nazwijmy to tak szumnie „ratowanie swojego osiedla”. Dużo młodych ludzi się w to zaangażowało i był taki moment, gdzie jeszcze też moi wychowankowie ze świetlicy środowiskowej, którzy już tamto miejsce opuścili, a dalej byli tacy aktywni, chcieli coś robić, to przychodzili do naszego biura i coś tam zawsze się działo, oni próbowali się w jakąś aktywność na rzecz swojego osiedla włączać. Ja trochę gdzieś tam opowiadając Profesorowi o tym, że ta młodzież tutaj też jest taką bardzo aktywną młodzieżą na osiedlu, on się zapytał wtedy: „Gdzie oni mają swoje miejsce?” I faktycznie nie było takiego miejsca, gdzie młodzież mogłaby po prostu przyjść i się sama ze sobą spotkać. Wiadomo, że to się nie stało tak, że pstryknęliśmy i powstało to miejsce, tu się przez rok odbywał remont, a żeby w ogóle zdobyć to pomieszczenie to też była droga przez mękę, ale udało się i to co Pani wspomniała, to bohaterstwo dnia codziennego. Jest taki program w Polsce, który – zresztą tu były spotkania różnych grup nauczycieli – tak zwanego HIPA czyli Hero Imagination Project i to tutaj jakby się też odbywało, ale my tego projektu nie realizujemy. My jakby uświadomiliśmy profesorowi, że Nikiszowiec jest tak specyficznym tworem, że tu wszystko dzieje się trochę po swojemu, po naszemu i trochę po naszemu tutaj też te działania wyglądają. Ja uważam, że to bohaterstwo dnia codziennego, które tu się odbywało to było najpierw to, że młodzi ludzie sami to miejsce stworzyli, część była młodych ludzi, która to, że tak powiem prawie że na łopacie i szmacie jechała, czyli posprzątanie, odgruzowywanie, pomagali w tym, żeby w ogóle można było tutaj w tej chwili siedzieć. Tworzyli od początku jakby to co chcieli tutaj robić. Na początku było faktycznie tak, że praktycznie cały dzień był wypełniony młodzieżą i czasem były to zajęcia bardzo konkretnie wymyślone, stworzone, było to karaoke – od którego się jakby zaczęło, także było część rzeczy, które trochę jak w takim Domu Kultury: dzisiaj to, jutro to, po jutrze to, ale też było bardzo dużo wolności w tym, że jeżeli masz pomysł chciałbyś, żeby się coś odbywało, chciałbyś to realizować: to wymyśl to! I tutaj też na przestrzeni jakby iluś lat było kilka wydarzeń, które wymyślili uczestnicy Centrum Zimbardo, czyli załóżmy gdyby o Was tutaj chodziło i gdyby to Wy byliście tymi uczestnikami, to bardzo chętnie bym skorzystała z Waszych pomysłów na to co chcecie tutaj robić, albo jeżeli mielibyście pomysł na jakieś duże wydarzenie dedykowane właśnie Waszym rówieśnikom czy innym mieszkańcom, to moglibyście tutaj to zrealizować. Gdybyście teraz weszli na naszą stronę, nawet na fejsbuka i prześledzili nawet ileś lat wstecz co się działo w Centrum Zimbardo, to zobaczylibyście jak to miejsce ewoluowało, ile różnych rzeczy tutaj się wydarzyło. Ja nie jestem w stanie teraz Wam wszystkiego wymienić, bo są takie rzeczy, które mnie są bardzo bliskie, bo wydarzyły się wtedy, kiedy w ciągu tych pierwszych lat byłam w to najbardziej zaangażowana z młodzieżą, ale potem też jakby Centrum Zimbardo coraz bardziej trzeba było się dzielić i wchodził ktoś kto też miał swoje pomysły. Dzisiaj jest tak, że spotykają tu się i dorośli mieszkańcy i seniorzy i młodzież i czasem też udostępniamy to pomieszczenie na jakieś wydarzenia które są ważne dla dzielnicy, dla osiedla, albo dla kogoś kto po prostu chce zrealizować faktycznie jakieś swoje warsztaty, swoje pomysły. Ja głównie pracuję z młodzieżą, Gosia jest animatorem, który pracuje głównie z osobami dorosłymi, ale też nie mam problemu z tym, jeżeli ktoś z młodych ludzi chciałby, z młodszych, chciałby wziąć udział w jakiś warsztatach, to jest po prostu taka naturalna wymiana. Jest to miejsce z którego przede wszystkim korzystają mieszkańcy Nikiszowca, czyli osiedla i całej dzielnicy Janów. To jest uważam taką naszą jakby największą zaletą, że jesteśmy otwarci na różnych ludzi, na różne tematy, na różnego rodzaju po prostu działalności.
NIL: Ja jeszcze po krótce nawiążę do Kopalnioka, tej historii Kopalnioka. Jak widzicie dzisiaj Centrum jest podzielone na dwie części: tam jest sklep, tutaj jest część społeczna – one oczywiście się mieszają ze sobą, natomiast od samego początku Zimbardo było założone w związku z naszą wielką potrzebą niezależności, że musi się utrzymać, dlatego w zasadzie od 30 kwietnia 2015 roku prowadzimy oficjalną działalność gospodarczą jako Stowarzyszenie, to jest ta nasza druga noga, więc w zasadzie niecały rok po rozpoczęciu działalności Centrum Zimbardo widzieliśmy, że Zimbardo się utrzyma z tego, że samo na siebie zarobi. Już wtedy młodzież na pierwszy rzut wiedziała, jak na przykład mamy jakieś zlecenie i mamy możliwość zarobienia pieniędzy na przestrzenie Zimbardo, to oni się wynoszą, a my wnosimy tutaj wydarzenia, które dadzą nam możliwość zarobienia. Oczywiście to wszystko ze sobą gra. Dzisiaj tak się podziało, że trochę musieliśmy tę przestrzeń jakby trochę podzielić, tą malutką przestrzeń, ale też wszyscy mają tego świadomość i tutaj spokojnie mogą się odbywać jakieś zajęcia, które nie wymagają ścisłej ciszy, jednocześnie przychodzi turysta i kupuje sobie pamiątkę. Kopalniok ma to do siebie, że jest to taka typowa śląska rzecz, że my tutaj jednak staramy się mieć rzeczy, które
są albo wyprodukowane, albo zaprojektowana tutaj w Niszowcu, więc stąd one się tutaj w ogóle wzięły. Też ważne jest to, że to jakby ta część sklepowa jest dla iluś osób pierwszym miejscem pracy, osoby które były pierwszymi sprzedawcami tutaj, jakby uzupełniały dyżury wakacyjne i tak dalej, to byli „zimbardowicze”, to były te osoby, które jakby znały to wszystko od podszewki. Potem w momencie, kiedy ktoś był pełnoletni, najczęściej są to te osoby, które jeszcze studiują albo miały możliwość w weekendy pracować. Alicja, która jest animatorem zatrudnionym przez Stowarzyszenie i razem ze mną jakby pracuje, właśnie głównie z młodzieżą, a w zasadzie ona jest teraz tą osobą, która ciągnie temat dalej. To jest osoba, która przyszła tutaj mając lat 15, jeszcze w gimnazjum i przyszła na jedne z pierwszych zajęć, które żeśmy organizowali dla młodzieży. Jej historia tak się potoczyła, że była osobą, która tutaj po prostu spędzała czas, zresztą zasłynęła takim dużym wydarzeniem tutaj zorganizowanym „Festiwal Czarnej Owcy” – to było naprawdę duże wydarzenie, było 300 osób w ciągu 3 dni i ona miała wtedy taką żyłkę osoby niespokojnej, która jest bardzo aktywna, chce coś robić i tak się jej losem potoczyły,
że w efekcie kończy studiować psychologię, a tutaj już jest zatrudniona i pracuje właśnie jako animator z młodzieżą i prowadzi to Centrum Zimbardo dla młodzieży, tak jak ja bym bardzo chciała, żeby było prowadzone, a ja już niekoniecznie mam na tyle siły. Dla mnie to jest cudowna historia, która zatoczyła koło: osoba która stąd jakby wyszła jest teraz wyedukowana, może w tym zawodzie pracować i robi też to co bardzo lubi, jest tutaj zatrudniona. Marcin, który był „zimbardowiczem”, jest studentem germanistyki, jednocześnie jest przewodnikiem lokalnym. Mamy teraz dziewczyny, które przyszły, jest kolejny rzut naszych lokalnych przewodników po osiedlu. Marcin jest osobą, która też, jako że studiuje, jeszcze właśnie dorabia sobie pracując tutaj w szafie i jest też przewodnikiem polsko-niemieckim, więc jak potrzebujemy też niemieckojęzycznego przewodnika, to on bardzo tutaj jest niezastąpiony. Jest kilka jeszcze takich osób, które z nami są od lat związane, które kiedyś trafiły do Centrum Aktywności Lokalnej jako wolontariusze, a zostali później pracownikami, także jak ktoś słusznie zauważył, uważam, że jest tutaj takie bardzo hermetyczne z jednej strony środowisko i wszyscy się znają. Część osób w Stowarzyszeniu to są osoby, które są też z dzielnicy, ale są też osoby, Gosia jest z Bytomia, więc też są osoby z zewnątrz, ale też jakby to wsparcie ludzi takich aktywnych tutaj dalej na Nikiszu jest cały czas zauważalne. Na pewno to już nie jest to co było od 2008 roku, kiedy naprawdę ta troska o to, żeby wyjść z tego bagna w jakim się Nikiszowiec znalazł było największe i to jakby chęć do zmiany była i u młodych i u starszych bardzo silna. Wiadomo, że im bardziej się na Nikiszowcu poprawiało to jakby ta aktywność trochę już jakby malała i dzisiaj jakby jest ona też w innych aspektach, ale to miejsce jest dla mnie cały czas takim bardzo ważnym namacalnym dowodem tych zmian, które na przestrzeni lat się na Nikiszu dokonały, bo często mówię o tym, że Profesor Zimbardo nie przyjechałby do Nikiszowca, gdyby już chwilę wcześniej o tym Nikiszowcu ktoś na tym Uniwersytecie Śląskim nie słyszał
i nie było to już jakby mówione o tym, że Nikiszowiec jest przykładem pewnej zmiany społecznej i że warto przyjechać zobaczyć samo osiedle, ale też posłuchać ludzi, którzy tutaj właśnie są zaangażowani. Nie sądziłam, że jego pobyt tak się skończy, że będziemy siedzieli w miejscu które jest faktycznie pierwszym miejscem na świecie, któremu Filip Zimbardo podarował swoje nazwisko i faktycznie, do momentu kiedy pandemia nie wybuchła to odwiedzał nas regularnie przynajmniej raz w roku. Teraz mamy trochę dłuższą przerwę, ale w kontakcie jesteśmy. Obchodził już 80 urodziny i z tej okazji młodzież Centrum zaśpiewała. Mamy tutaj w piątki wieczorem, to kolejna rzecz, próbę zespołu muzycznego, są to 4 dziewczyny, mieszkanki Nikiszowca. W piątek spotykają się i mają tutaj próbę, podłączają sprzęt muzyczny – także piątek jest takim dniem, że do 12 są seniorki, potem jest młodzież do godziny 17:30 – młodzież w wieku takim od 15 do 18, a potem od godziny 18:00 do godziny 21:00 jest próba, więc jakby piątek jest bardzo szczelnie wypełnionym dniem.
NIL: W związku z tym, że Nikiszowiec się zmienia, jest takim nieformalnym, a można już powiedzieć, że najważniejszym punktem informacji turystycznej i to też sprawia,
że po prostu ludzie już do nas przychodzą, to są najróżniejsze osoby. To są zarówno turyści, którzy po prostu przyjechali tutaj na jeden dzień, chcą się dowiedzieć co mogą zwiedzić, ale są to też po prostu nowi mieszkańcy, których w Nikiszowcu jest trochę od jakiegoś czasu i po prostu do nas przychodzą i oni się pytają gdzie tu mogą poznać innych ludzi, jak tu się mogą zintegrować i tacy ludzie też do nas trafiają, więc z jednej strony trochę może sprawiamy wrażenie hermetycznych, ale z drugiej strony to te drzwi jak jest ciepło zawsze są otwarte i codziennie od tej 12stej do 16stej, 17stej można po prostu do nas wejść. To nie jest tak, że tutaj są ciągle warsztaty na zapisy, wręcz przeciwnie – to są na ogół rzeczy bardzo otwarte dla wszystkich, a my tutaj stoimy i czekamy i mamy wystawiony podtykacz i przyjmujemy wszystkich z otwartymi rękami, więc jakby bycie tym Centrum Informacji Turystycznej ma taki dodatkowy walor, po prostu każdy może wejść. I otwarcie sklepu oczywiście, każdy może wejść i od jakiegoś szczegółu potoczy się rozmowa i potem okazuje się, że ktoś wraca do nas już po prostu jako osoba z nami w jakiejś relacji.
B: Ważne co obserwuję, nie mogę powiedzieć, że jestem co tydzień na Nikiszowcu,
ale jestem co najmniej dwa razy w ciągu roku u Państwa, zazwyczaj jestem właśnie
w trakcie tego Jarmarku słynnego, przywożąc moich znajomych, staram się też pokazać innym moim znajomym na przykład z innych rejonów polski Nikiszowiec, też młodzież staramy się przywozić. To co jest w ogóle też fenomenem myślę Zimbardo to to, że widać że tu jest poczucie takiego sensu, które łączy wszystkich Waszych bywalców, ja to widzę na Jarmarku – kiedy się wychodzi właśnie gdzieś tam z jednej czy drugiej bramy i przychodzi się pod Wasz rejon to są wszystkie te przykłady rękodzieła, stoją starszy Panie, stoją jakieś właśnie młode osoby i oferują, jest powiedziane, że: „Zimbardo, że tak, jesteśmy aktywni”. Tak samo jak się do Was wejdzie, mam wrażenie, że Wy się możecie pochwalić czymś takim. My jako belfrzy też mamy takie swoje sukcesy, kiedy widzimy, że nasi absolwenci wracają do nas jako nauczyciele, czasem jako studenci którzy, chcą coś zrobić i właśnie te dwie osoby o których Państwo mówiliście. Gdybyśmy jeszcze tak mogli prosić o taką Państwa samoocenę, jak to wygląda z perspektywy Waszego działania, bo my wiemy mniej więcej jaki jest efekt, ale od tego 2008 roku: ilu osobom daliście nadzieję, chodzi
mi o pewne proporcje, to jest bardzo ważne.
NIL: To są różne okresy działania, bo tak jak Ania powiedziała, kiedy zaczynaliśmy
w momencie w którym był największy progres w momencie przełamania się, czyli znalezienia się tej małej grupy ludzi, na pierwszym spotkaniu, które zorganizowaliśmy kilkanaście lat temu dla aktywnych mieszkańców dzielnicy przyszło pięć osób, to był takie pierwsze spotkanie i od tego się zaczęło. Te pierwsze kilka lat to były lata w których mieliśmy co roku, mieli jakby podwajany zespół, czyli zawsze mieliśmy kilkunastu uczestników takich bardziej aktywnych, robiliśmy dla nich różne warsztaty, szkolenia, spotkania. W następnym roku dochodziła do tej grupy kolejna grupa więc gdybyśmy mieli, nie wiem, sobie teraz policzyć przez te kilkanaście lat i liczbę uczestników, to pewnie jest kilkaset osób, natomiast gdybyśmy, nie wiem, nie robiłem sobie takich podsumowań, ale liczba osób, które w jakiś sposób się aktywnie włączyły i są tymi osobami, które my rozpoznamy w każdym momencie, że one na którymś etapie zmiany Nikiszowca były ważne, to pewnie jest kilkadziesiąt osób. Dzisiaj na przykład są liderzy, którzy byli dla nas najważniejszymi osobami na świecie 12 lat temu, a 7 lat temu albo 8, oni uznali, że ich etap się zakończył, bo oni są po prostu mieszkańcami, mówimy sobie cześć i tyle, natomiast zaraz po nich przyszło kolejne pokolenie. Tak jak w przypadku młodzieży, mamy w zasadzie teraz trzecie czy czwarte pokolenie „Młodzieży Zimbardo”. Na wydarzeniach mamy tutaj, nie wiem, 40 wolontariuszy, 40 młodych osób z dzielnicy, siedzi tutaj przez te trzy dni ledwo żywi, bo chcą być i to jest to jest niezmienne. Zawsze mnie bawią takie pierwsze momenty sprzed wielu lat, kiedy każdemu kto się angażował w jarmark, bo to takie najfajniejsze wydarzenie, żeby to zobrazować, zależało bardzo żeby mieć plakietkę z napisem „wolontariusz”, albo „organizator” – dotyczyło to zarówno właściciela piekarni jak i zwykłego mieszkańca czy młodego człowieka, który każdy na swój sposób, ale dla niego było to ważne, żeby pokazać, że się angażuje w działania na rzecz dzielnicy. Dzisiaj oczywiście jest taki ranking, „wolontariusz” jest gdzieś tam najniżej tej hierarchii, jak ktoś się już doczeka na „organizatora” to jest przeszczęśliwy, bo to jest pewnego rodzaju nobilitacja, chociaż w zasadzie wszyscy: ja zbieram śmieci jak trzeba i zbiera śmieci wolontariusz, tutaj u nas nie ma tej różnicy, zawsze tak było, ja też mam takie poczucie, to nas też mocno zbliżało i mocy dało, takie poczucie jakiegoś spełnienia. Ja przynajmniej mam takie podejście, że ja pracuję na tym samym poziomie, na którym pracują ludzie, mieszkańcy. My tak samo, śmigamy, tak samo się męczymy, tak samo pracujemy intelektualnie, tak samo tworzymy programy, tak samo było na początku. To też trochę ułatwia to zaangażowanie ludzi, ale rzeczywiście takich „liderów liderów”, bo to są też różne poziomy bycia liderem. Lider to jest takie słowo, które często się używa też w projektach, my nie lubimy projektowego myślenia, ale liderem może być osoba, która tworzy swoją organizację. Naszym takim ważnym liderem była osoba, która otworzyła spółdzielnię socjalną, pierwszą w Katowicach i dla mnie to było takie myślenie: „Ok, mamy tego lidera, czy nawet dwóch, trzech, oni tak naprawdę tworzą pewien nowy zespół ludzi i ten nowy zespół ludzi już jest zespołem ludzi świadomych pewnego działania wspólnego, potem stowarzyszania nowego i takich osób pewnie to jest kilkanaście osób, które stworzyły pewne struktury wokół siebie, one nie wszystkie do dzisiaj istnieją, ale na całej przestrzeni nastu lat tworzyły pewne struktury. Wtedy nam łatwiej było pracować z piątką osób, która szła i pracowała z kolejnymi zespołami.
B: Tak patrząc, licząc sobie, tak metaforycznie powiem, zaczynaliście powiedziałabym od szkoły średniej, potem studia, a potem doktorat, bo teraz to do czego doszliście, chyba dzielicie się tą swoją wiedzą pozyskaną od 2008 roku?
NIL: Czas tutaj na Nikiszowcu jakby jest podzielony na ten moment: 2008 rok, kiedy jest Centrum Aktywności Lokalnej i to był ten twór właśnie w ramach Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, potem kiedy jako Stowarzyszenie Fabryka Inicjatyw Lokalnych zaczynamy jakby w przestrzeni tu Nikiszowca. Ciągle byliśmy my, dochodziły kolejne osoby i niektórzy do tej pory myślą o Nikiszowcu, jako że to Asia, Waldek – Centrum Aktywności Lokalnej. I te okresy właśnie: tutaj trochę aktywności lokalnej, potem Stowarzyszenie, rozszerzanie się, a potem Zimbardo. I teraz często jakby ktoś o nas mówi: „Bo Zimbardo to, bo Zimbardo tamto”, tylko że jako tą naczelną strukturą jest FIL, czyli Fabryka Inicjatyw Lokalnych. Często jakby z racji tego, że my jesteśmy tu widoczni to łatwo jakby pomyśleć, że wszystko co się tworzy na Nikiszowcu to jest jakby za pomocą Centrum Zimbardo, a Centrum Zimbardo to jest jakby jeden z efektów i jedna z rzeczy, którą nasze Stowarzyszenie tutaj robi, prowadzi i może jest najbardziej zauważalny. Patrząc na to jak się ta aktywność ludzi zmieniała, jacy ludzie z nami byli, jak na przestrzeni tych lat było to zaangażowanie wokół nas, to naprawdę trzeba by to podzielić na te okresy. Gdybym ja miała powiedzieć ilu ludziom pomogliśmy najbardziej, albo komu najbardziej pomogliśmy pomiędzy 2008 a 2012 rokiem to byli faktycznie mieszkańcy, których nadrzędnym celem było przestać wstydzić się, że mieszkają na Nikiszowcu i zrobić wszystko, żeby pokazać, że Nikiszowiec jest dzielnicą do której warto przyjechać, nie wstydzić się, pokazać to co najlepsze. Wtedy mieliśmy też jakby trochę innym założenia. W ramach programu mieliśmy prawnika, psychologa, pedagoga. My też działaliśmy na rzecz tego, żeby pomóc tym ludziom, którzy w różnego rodzaju kłopoty popadli i pamiętam, że mieliśmy takim projekt, który pomagał mieszkańcom którzy mieli zadłużone mieszkania spłacić je, bo nam chodziło o to, żeby jak najwięcej mieszkańców zostało tutaj – tych, którzy byli z pokolenia na pokolenie na Nikiszowcu. I może to są pojedyncze osoby, ale jeżeli ja dzisiaj z perspektywy czasu widzę, spotykam je i widzę że oni dalej mieszkają to uważam, że było warto im pomóc, bo ci ludzie dalej na Nikiszu są, mimo że ten Nikiszowiec się bardzo zmienił. Jak miałabym popatrzeć na okres kiedy jakby największym naszym działaniem było promocyjnie gdzieś ten Nikiszowiec wywindować poprzez jarmark, wydarzenia kulturalne, można pomyśleć, że my jesteśmy takim domem kultury nieformalnym, bo tutaj tych przeróżnych wydarzeń na przestrzeni lat było tak dużo, że część mieszkańców mogłaby powiedzieć, że naszą jakąś tam największą zaletą – i to co im pomogło – to było to, że przez jarmark, w ogóle jakby przestali się tego Nikiszowca wstydzić, bo ci którzy teraz przyjeżdżają to się zachwycają i jest pięknie i cudownie. Doszły różnego rodzaju też mankamenty za tym idące, ale jakby nasza praca w którymś momencie jakby bardzo mocno była skupiona na tym, żeby pokazać ten Nikiszowiec jako atrakcję turystyczną. Gdybym ja miała powiedzieć o okresie kiedy byłam bardzo mocno jakby zaangażowana tutaj w tworzenie Centrum Zimbardo to byli to przede wszystkim ja to mówię „moje dzieci”, które poszły sobie w świat, dzisiaj studiują, pracują i różne dylematy życiowe ich dotknęły. Gdybym miała z perspektywy tego miejsca powiedzieć co było największą wartością, to właśnie to, że gdzieś tam dostali tych skrzydeł i poszli w świat, znaleźli odpowiedzi jakieś na ważne pytania, albo dzięki temu, że tu byli, ich życie potoczyło się tak a nie inaczej, także nie ma chyba takiej jednoznacznej odpowiedzi, bo tych ludzi przewinęło się w różnych okresach bardzo dużo, bardzo różnych i jest bardzo dużo z bardzo różnymi problemami. Inne problemy były zaraz jakby na początku tej naszej działalności tutaj, inne w momencie kiedy zostało stworzone w 2014 roku to miejsce i dzisiaj mamy też kolejne jakby wyzwania gdzie być może dalej trzeba tą nadzieję gdzieś ludziom dawać albo pomóc im jakby w tej nowej rzeczywistości Nikiszowca w ogóle się odnaleźć.
NIL: Od samego początku uczestniczyliśmy, jednocześnie uczyliśmy się tego co robimy i jednocześnie dzieliliśmy się wiedzą, bo w czerwcu zaczęliśmy realizować projekt, a w listopadzie ja pierwsze szkolenia prowadziłem już z naszych doświadczeń. To jest ważna rzecz i my to do dzisiaj robimy. To jest też zarówno część, która daje nam dużo energii, pozwala ćwiczyć pamięć, bo musimy coraz bardziej sięgać do tyłu opowiadając o pewnych wydarzeniach, z trzeciej strony daje nam możliwość zarobienia pieniędzy, bo częściowo robimy to odpłatnie, częściowo zdarza nam się że nie, z czwartej strony mamy taką też fajną rzecz, że my jesteśmy w stanie rzeczywiście być uczestnikami, obserwatorami tych zmian przez wiele lat. My tu z Anią jesteśmy od roku 2000, więc tak naprawdę to jest 22 lata bycia codziennie i spostrzegania pewnej zmiany. My oczywiście nie jesteśmy typem naukowców, my tego nie analizujemy, nie prowadzimy badań na ten temat, my to mamy w sobie i często to jest zamknięte, potrzebuje jakiegoś wytrycha żeby ktoś się zapytał, żeby coś wypłynęło, ale tak mamy po prostu i tak to jest. Oczywiście robimy też badania
w związku z projektami, żeby pewne analizy potrzeb realizować. Jedną rzeczą, którą jest ważna, ale i też my zawsze wspominamy: Nikiszowiec sam w sobie jest tak nietypowy, że to nie jest przykład, który można przekładać „zerojedynkowo” gdzie indziej. Na to zwracamy dużą uwagę, bo można czerpać z doświadczeń, z pewnych rzeczy które się tu podziały, które są łatwo zauważalne, ale one nie są przekładane gdziekolwiek indziej. Każdy kto chciałby gdzieś robić coś podobnego musi sobie wziąć tą nakładkę, że to jest miejsce, które jest niepowtarzalne. Każde miejsce jest niepowtarzalne i każde miejsce ma swoje walory, swoje zasoby które trzeba wyciągać – myśmy po prostu tutaj nie musieli tak głęboko sięgać, bo tutaj te walory gdzieś tam leżą, niemalże na ulicy – a z drugiej strony gdyby leżały tak po prostu, to bylibyśmy tu niepotrzebni, a jesteśmy przez kilkanaście lat już potrzebni.
B: Czy często dostajecie prośby, żeby szkolić osoby osoby z Dolnego Śląską, bo aż się prosi o osoby z inicjatywą?
NIL: Z Dolnym Śląskiem mieliśmy trochę do czynienia – jeden z naszych wieloletnich członków postanowił nas kiedyś opuścić i zostać dyrektorem Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu. Nam się zdarzają, mieliśmy wizytę studyjną z Wrocławia, kilka razy nawet mieliśmy z Dolnego Śląska z OPS-u głównie, bo to są takie obszary, które się zajmują zmianą społeczną najbardziej właściwie. Prywatnie nam się zdarzyło, mnie się zdarzyło wiele razy, gdzieś tam prowadzić szkolenia, gdzieś tam na Dolnym Śląsku głębszym i bliższym nam, jesteśmy otwarci, czekamy na kontakt, robimy takie rzeczy w każdym bądź razie.
B: Przydałyby się takie osoby w Wałbrzychu…
NIL: My też mamy swoją sieć, jakby relację, bo ja przez lata byłem współpracownikiem Stowarzyszenia CAL, które zajmuje się w Polsce jak gdyby tworzeniem koncepcji pracy ze społecznościami lokalnymi, mamy taką dość dużą sieć i edukatorów i animatorów CAL-owych i gdzieś tam zresztą w Batorym też macie jednego takiego znaczącego edukatora, więc my gdzieś tam się wymieniamy.
B: Wspomnieliście o wydarzeniach, czy moglibyście wspomnieć najciekawsze według Was wydarzenie jakie wymyśliła młodzież?
NIL: Tak, to są moje właśnie takie bardzo duże sentymenty, najbliższe mojemu sercu są trzy – mianowicie pierwsza to była właśnie Alicja Jośko i „Festiwal Czarnej Owcy”. Polegało to na tym, że ona zorganizowała to wydarzenie od początku do końca, tutaj prawie że samodzielnie. Była wtedy w średniej szkole, w 2 klasie szkoły średniej Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych i zaangażowała pół szkoły jeszcze swojej do tego, żeby wolontariuszami zostali. Ona w tym miejscu przez 3 dni stworzyła przestrzeń, gdzie spotkali się bardzo różni ludzie: to były warsztaty, prelekcje, wykłady, pokazy filmów, koncerty. Na wszystko trzeba było się oczywiście zapisać i tak dalej, na każdych warsztaty tu się ludzie po prostu zmieniali, wystrój się zmieniał. To było wszystko bardzo tak dokładnie zaplanowane, łącznie z uroczystym rozpoczęciem, zakończeniu i tak dalej. A „Festiwal Czarnej Owcy”, ponieważ Ala zawsze trochę uważała się, że jest taką czarną niepokorną owcą, więc jakby te wszystkie spotkania, które tu się odbywały były skierowane właśnie do ludzi mniej więcej w Waszym wieku i były trochę szukaniem odpowiedzi na to „kim jestem?”, „kim chce być?”, „jak się rozwijać?”, „jakie są moje pasje?”. Także naprawdę przeróżne to były rzeczy. To było pierwsze wydarzenie.
B: Jak długo to przygotowywała?
NIL: Pół roku co najmniej, ona miała pierwsze spotkania – takie gdzie zaczynała jakby spotykać się z ludźmi, rozdzielać zadania, wszyscy mieli w ogóle koszulki „Festiwal Czarna Owca”. Myśmy tu mieli sitodruk, więc jeszcze była produkcja na sitodruku tych koszulek, także pół roku było przygotowań. Tylko, że ona była taką osobą, która bardzo dokładnie wiedziała co chce i też jakby efektem tego, że ona ten Festiwal wymyśliła było to, że poszła na szkolenie dla młodych liderów i ona tam trochę jakby dowiedziała się o tym, po tym szkoleniu, jak zaplanować, jak stworzyć trochę jakieś wydarzenie. To, że to w ogóle zrobiła rozmach taki, że drugiego takiego wydarzenia nie było, nikt jej do tej pory nie przebił to już inna sprawa, były pomniejsze wydarzenia też bardzo ciekawe. Na pewno wydarzeniem, które tu szerokim echem w dzielnicy się obiło był Festiwal Zdolne Podziemie, był to z kolei festiwal hip-hopowy i moim największym wspomnieniem – znaczy, takim na pewno będę to pamiętać – bo to jak odbywały się tutaj na stronie bitwy freestyle’owe, a obok kościoła szła procesja Bożego Ciała, także zestawienie tych dwóch światów było na pewno bardzo ciekawe, aczkolwiek to też była inicjatywa Mateusza vel Mangana, który sam dla siebie jakąś tam undergroundową, taką muzykę hip-hopową tworzył i wymyślił sobie, że chciałby stworzyć taki Festiwal. Tu z kolei były dwa dni z różnymi osobami ze świata jakby hip-hopu: był wykład o historii hip-hopu, były bitwy freestyle’owe, był koncert tylko w wydaniu właśnie Mangana i jego znajomych, także różne osoby z tego środowiska wtedy przez te dwa dni tutaj się spotkały. Też bardzo ciekawym wydarzeniem był Festiwal Bliżej Śląska. To z kolei był festiwal, który Marcin, wtedy też uczeń szkoły średniej, wspomniany przeze mnie przewodnik obecnie też po dzielnicy, jako że jego ta historia i kultura Śląska jakoś zawsze bardzo interesowała, to wymyślił takie spotkania właśnie tutaj dla młodych ludzi, żeby sobie odpowiedzieli na pytanie: „co to znaczy być Ślązakiem dzisiaj?” i też to był szereg spotkań z różnymi osobami, były wycieczki po Nikiszowcu, było to jakby przybliżenie szczególnie młodym ludziom kultury śląskiej. Pamiętam, że wtedy tutaj odwiedził nas gość, może teraz
o nim jest jakoś trochę ciszej: „Rubens był z Bytomia”. Jak wejdziecie sobie na Instagrama i zobaczycie profil Mateusz Ledwig – on zasłynął tym, że przerabiał obrazy Rubensa. Na przykład jest taka pani słusznych rubensowskie kształtów i po Śląsku „Jo bych to wywarła”, albo „Musza sie dychnąć”, więc to on jakby Śląski chciał trochę tak wpuścić na salony bardziej tymi śmiesznymi memami, zaczął się tak trochę do tego świata przez Instagrama między innymi przebijać. On był też osobą, która tutaj opowiedziała historię: jak to synek z Bytomia sobie pojechał do Warszawy i tam zaczął karierę robić. To był taki moment, gdzie na przestrzeni kilku lat ja też byłam tutaj najbardziej zaangażowana, więc jakby te trzy duże wydarzenia to faktycznie są i takie najbliższe. Ale już jakby za czasów Alicji, która już pracowała z młodzieżą z mniejszymi wydarzeniami, ale uważam że też bardzo ważnymi były między innymi właśnie jakaś tam zbiórka na schronisko, akcja na rzecz zwierząt. Pierwszą akcją w ogóle w którą młodzież się zaangażowała w 2013 roku, pamiętam to była akcja Misja Kupa i to jest trochę to bohaterstwo dnia codziennego czyli młodzież, która zrobiła happening prowadzący do tego, żeby nauczyć mieszkańców sprzątać psie kupy. Zrobili wielką, psią kupę z pianki takiej silikonowej z powbijanymi muchami. Kupa była taka, leżała przed kościołem można powiedzieć i młodzi ludzie tutaj zrobili między innymi dużo różnych tabliczek z hasłami typu: „Sprzątaj kupa swego psioka
do hasioka”, jakoś żeśmy się starali ten Śląsk jakoś wykorzystać. Jestem bardzo dumna, bo tabliczki które miasto kilka lat później w mieście umieściło i pod Szkołą nr 53 – to są tabliczki z naszymi hasłami, które wtedy były rysowane kredkami, normalnie tektura, a zostały jakby wchłonięte i ku naszemu zdziwieniu kiedyś nasze hasła rozprzestrzeniły się. Jeżeli ma to służyć ogólnie tutaj rozpowszechnianiu dobrej idei sprzątania po swoich pupilach, to niech będzie. Także wydarzenia różnego kalibru, bardzo takie lokalne, ale też takie dla ludzi z zewnątrz, więc jak mnie ktoś pyta, to o tych trzech mówię od razu, a potem mogłabym wymieniać wszystkie inne, też mniejsze, bo to czasami nie chodzi o to, żeby zrobić wydarzenie na 300 osób, bo dla nas fajnym wydarzeniem jest Noc Filmowa w Zimbardo, która się teraz odbywa i to, że jesteśmy tu razem przez całą noc, oglądamy firmy, w międzyczasie śpimy, oglądamy śpimy, oglądamy albo dyskutujemy też o tych filmach, to też są fajne wydarzenia.
B: Co by Pani mogła polecić dla osób, które chcą się rozwijać, jakieś szkolenia?
NIL: W tej chwili jest bardzo duża oferta dla osób, które gdzieś tam mają zajawkę aktywności. Na stronach NGO-sów naprawdę jest bardzo dużo i to jest tak, że właśnie czasami jakaś organizacja pozyskując pieniądze na swoją działalność prowadzi szkolenia dla konkretnych osób. Takich dedykowanych o których Pan pyta programów to w tym momencie nic mi nie przychodzi do głowy, natomiast wartość śledzić konkursy tzw. małych grantów FIO Śląskie, albo małe granty śląskie. To są konkursy, które są zwykle organizowane dwa razy w roku i mogą tam swoje małe inicjatywy zgłaszać grupy nieformalne, rozumiane też jako grupy 3 osób. Ja takie rzeczy znam i trochę w tym siedzę i to też jest sposób na jakby realizowanie lokalnych inicjatyw. Tam właśnie ta lokalność i to zaangażowanie było mocno punktowane. Warto może też się przyglądać co się dzieje w Waszym mieście, są takie rzeczy jak inicjatyw lokalne, małe granty. Natomiast z inicjatywami lokalnymi jest tak, że potrzeba je robić będąc przy stowarzyszeniu. Gdzieś oczywiście tutaj można zgłaszać jakieś pomysły na działania lokalne, ale nie można być już tutaj tą grupą formalną, tylko być w jakiejś tam strukturze. My na przykład jako organizacja organizujemy jakąś taką formę regrantingu, teraz właśnie trwa konkurs – to jest plakat, ten zielony właśnie – na lokalne inicjatywy i tak samo osoby niezrzeszone, przynajmniej dwie osoby, mogą zgłaszać swoje pomysły na działania lokalne. Jest bardzo prosty wniosek na to i dzisiaj żeśmy właśnie mieli taką dyskusję czy inicjatywa lokalna: czy dwie mieszkanki się wpisują, co tam poprawić i zmienić, więc być może w Waszej okolicy są też organizacje pozarządowe trochę tak działające w obszarze lokalności, które takie konkursy albo ogłaszają, albo przy nich jako tako można by takie inicjatywy realizować.
NIL: To jest w ogóle dobry kierunek, bo na przestrzeni wielu lat, osoby które my mamy u nas, ci nasi liderzy idealnie i obecni, niektórzy z nich przeszli różne etapy szkoleń – na przykład mamy kilka osób, które były w polsko-amerykańskiej Fundacji Wolności po szkoleniu liderów w polsko-amerykańskiej Fundacji Wolności i jakby droga była taka, że oni najpierw byli zaangażowani jakoś w nasze działania, czyli tutaj analogicznie: jeśli chcecie szukać jakichś miejsc aktywności, a być może też szkolenia w edukacji to warto zobaczyć czy macie organizacje działające w Waszej okolicy do których będzie Wam blisko. Blisko w sensie takim fizycznym, ale też jakiś tam przekonań, bo poprzez organizację jesteście w stanie trafiać dalej i te nasze osoby o których ja myślę – czy to Alicja, która trafiła do Korby od nas czy to Zdzichu, czy ktoś tam jeszcze – to były osoby, którym myśmy, wspólnie pracując, szukali miejsca na edukację. Droga do organizacji pozarządowej być może jest jedną z takich dróg do edukacji dalszej, bo tutaj jakby jedna jest rzecz – to są pieniądze na własne pomysły, a druga – to są umiejętności, żeby te pomysły realizować, więc organizacje też mogą dać tą edukację. Organizacje pozarządowe muszą być kreatywne żeby istnieć, ale mogą też mieć rozeznanie i mogą po prostu kierować. Bardzo często do tych różnych projektów liderskich potrzebna jest jakaś akredytacja organizacji pozarządowych czy pewnego rodzaju „glejt” czy udokumentowanie, że osoba, która chce się dalej edukować była gdzieś tam aktywna, była wolontariuszem i tak dalej. Każde takie szkolenie i kurs liderski wymaga pewnego swojego CV i pokazania, że się już coś robiło, że jest się aktywnym i czy to będzie pomoc dla zwierząt w schroniskach czy to będzie pomoc dla bezdomnych, cokolwiek, to będzie przydatne, żeby potem trafić dalej.
NIL: Ja Alicji pomagałam o 21.30 wypełnić właśnie wniosek na szkolenie do Korby, do 24.00 miała czas, żeby to mailem przynajmniej skan tego posłać i to była decyzja na ostatni moment, jak się okazało, bardzo cenna.
NIL: Tak jeszcze formalnie próbując ugryźć kwestię wolontariatu, warto pójść tym krokiem organizacji pozarządowych, rozeznać się kto i jak lokalnie działa, natomiast też tak z drugiej strony na to patrząc, nam też się zdarza, że do nas przychodzą zupełnie osoby z zewnątrz, na przykład z Katowic, one chciałyby być wolontariuszami, natomiast przychodzą trochę czekając, że my im coś podsuniemy i wtedy to u nas zupełnie nie działa, bo my rzeczywiście jesteśmy taką rozkręconą i rozpędzoną maszyną, która jest bardzo otwarta na to, co się wydarzy. W naszej misji wręcz dajemy przestrzeń, ale w takich sytuacjach my jednak jesteśmy otwarci na te gotowe pomysły ludzi, że oni z czymś do nas przychodzą my tutaj dajemy im właśnie tą przestrzeń, też fizyczną, nie tylko mentalną do robienia pewnych rzeczy i na to jesteśmy otwarci. Jakby taka może trochę rada, że jak będziecie gdzieś próbować wejść do jakiejś organizacji to pokażcie że macie na coś pomysł, to nie musi być już konkretny pomysł taki, że wpisuje się w jakiś projekt, w jakiś formularz, w jakiś wniosek, ale że Wy przychodzicie z czymś. NGO-sy są często po prostu tak zarobione i tak siedzą w tych swoich różnych sprawach, że one często tylko czekają na świeże – myślę, że perspektywę i – nowe pomysły.
B: To, że my jesteśmy u Państwa dzisiaj, w momencie kiedy jeszcze młodzież i nauczyciele mają dzień wolny też świadczy, że jest w nas jakaś taka wola uczenia się i dzielenia swoimi doświadczeniami. Ja bym chciała Państwa prosić jako osoby doświadczone, pracujące tutaj właśnie w takim miejscu, gdzie ta inicjatywa lokalna jest i spektakularne sukcesy macie o to: „po co?”. I teraz nie pytam o to jak wygląda tu cała historia, bo już nam Państwo powiedzieliście doskonale, ale „po co?”. Jaka jest z tego korzyść, taka prywatna korzyść, myślę, że czujecie moje intencje?
NIL: Ja egoistycznie powiem, bo jeszcze przyjdzie i to zrobi za mnie ktoś inny, znaczy
ja jestem z tym miejscem bardzo związana emocjonalnie, bo jest to moje miejsce – mam na myśli Nikiszowiec – rodzinne. Ja tego zupełnie nie zakładałam, na jakimś etapie mojego życia, nawet jak zresztą pracowałam jako wychowawca w świetlicy i myślałam, że jakby to działanie z dziećmi pociągnę dalej, może w jakichś różnych konfiguracjach, ale że będę po prostu z dziećmi z młodzieżą jako pedagog pracować. Okazało się, że na którymś etapie stwierdziłam, że potrzebuję jakiejś zmiany i w momencie, kiedy właśnie pojawiła się na horyzoncie wizja zostania animatorem w Centrum Aktywności Lokalnej to poszłam za tym, aczkolwiek totalnie ja sobie chyba wtedy nie wyobrażałam w co ja się pakuję. Ja jestem totalnym samoukiem jeżeli chodzi o pracę w społeczności lokalnej, Waldemar to jest przynajmniej po takich szumnych szkoleniach przez ileś lat. Jest słynna anegdota właśnie, że jak ludzie przychodzili to Waldemar był od pracy administracyjno-biurowej, on wszystko świetnie potrafił zaplanować na papierze, a ja byłam tą co to szła do tej piaskownicy na trawnik, do ludzi. To też jest nasza anegdota, tak świetnie się uzupełnialiśmy, przychodziła na przykład taka pani Basia i: „Waldek powiedz mi jak to, bo coś tam…” bo jakiś miała problem i Waldek jej to mówi, mówi (Basia): „Dobra Ania, to teraz Ty mi to powiedz tak, abych to zrozumiała”. Jakaś taka intuicja pomogła w tym jak pracować. A po co? Po to, że faktycznie ja mogę powiedzieć, że moja praca jest moją pasją, satysfakcją i z jednej strony robię to co lubię, z drugiej strony ta młodzież od 2014 roku jakby do mnie wróciła i ten moment znowu takiej intensywnej pracy z młodzieżą i tak mi wrócił i tak. Tyle, że ciągle z tym Nikiszowcem w tle, z rewitalizacją, wycieczkami, z całą tą turystyczną otoczką. I do tego teraz jeszcze dochodzą cały czas jakby poszukiwania tożsamościowe. Ja uważam, że „Kajś” zrobiło taką robotę, że dalej po prostu gdzieś jest pole do tego, żeby jeszcze czegoś innego młodych ludzi uczyć i w ogóle jakby mam wrażenie, że uczymy się trochę bycia ślązakami dalej i znowu, więc jakby niby Nikiszowiec i te 20 ileś lat, ale mam wrażenie, że jakby cały czas coś nowego. Po co? To „po co?” się trochę zmienia. Tak osobiście dlatego, że jest mi to bliskie i mam taką potrzebę, że to ja, a nie ktoś inny bo ja go kocham. A to „po co?” dla kogoś jest zmienne na przestrzeni tych lat, ale cały czas uważam, że warto, ale to jest bardzo indywidualne i myślę że w pracy takiej jak organizacja pozarządowa trzeba po prostu być otwartym na różne koleje losu i na różne możliwości, bo chociażby finansowanie jest czymś co raz jest, a raz nie jest, więc jakby jest to dodatkowo trudność, że na przykład trzeba sobie zadać pytanie „Po co ja tu chcę przetrwać?”, to „po co?” jest tutaj najważniejsze. Myśmy chcieli właśnie mimo przerw w dostawach, że tak powiem, finansowych właśnie chcieliśmy,
bo po prostu jakby ten Nikiszowiec, stwierdziliśmy, że warto żebyśmy to my dalej po prostu robili mimo przeciwności losu.
B: Jeśli Państwo mogliby młodzieży w paru punktach powiedzieć po co być aktywnym? Po co oni mają cokolwiek robić w tym kierunku?
NIL: Tego się albo chce, albo nie chce.
B: Mam takie samo poczucie, że wchodząc właśnie na ścieżkę aktywności czy wchodzenia na ścieżkę już zawodową organizacji pozarządowej to musi być wybór, który wynika z różnych motywacji – może być właśnie związany z miejscem, ale może być to na takim trochę poziomie szerszym, takiego poczucia, że ja w pracy chcę mieć sensowną robotę. W takie globalnej skali, praca w NGO-sie, organizacji pozarządowej czy stowarzyszeniu czy fundacji to daje, ale równocześnie jest gros ludzi, która nie musi mieć potrzeby sensu w pracy i moim zdaniem to też jest fair, i to też jest fajnie sobie to w miarę wcześnie zdiagnozować i rozpoznać: czy idąc do pracy ja chcę dobrze zarabiać czy jak chcę pracować 8 godzin. Te 2 rzeczy są mało realne w NGO-sach, ale to są inne rzeczy, czy ten sens czy poczucie wpływu, oczywiście na niedużą skalę, żeby też jakby mieć tą odpowiednią adekwatną miarę – to nie jest tak, że się zmienia rzeczywistość w jakiś spektakl, no czasem w spektakularny sposób, ale na co dzień to jest po prostu zwykła, czasem fajna, czasem żmudna, czasem papierkowa, czasem satysfakcjonująca robota, ale ma się poczucie pewnego wpływu, więc jakby, droga młodzieży, pomyślcie, że to jest kluczowe, żebyście w sobie rozpoznali co w wyborach dalszych, edukacyjnych i zawodowych jest dla Was ważne, w myśleniu o Waszej pracy, być może zupełnie coś innego niż to co daje NGO-s. Mi on daje poczucie pewnego sensu, pewnej minimalnej sprawczości, byciu w relacji w społeczności, ale również też pewnej wolności i to jakby jest coś, czego się na pewno nie ma w korpo, przynajmniej na taką skalę, fajnie sobie to poobracać z różnych stron i pomyśleć co jest dla mnie najwłaściwsze w tej dalszej ścieżce.
NIL: Znamy ludzi, które mają robotę od którejś tam do którejś, a potem mają potrzebę zrobienia czegoś jeszcze i też może tak być, że na Waszym etapie nigdy nie wiadomo jak to się skończy, bo być może teraz jesteście osobami, które jednak mają poczucie, żeby coś sensownego poza tym, że chodzę do szkoły, mam tam jakieś swoje grono znajomych, coś tam robię w domu, poza domem, że czegoś szukacie dla siebie i może się to skończyć, że znajdziecie właśnie odpowiedź na to, co chcecie w życiu robić. Może tak być, że będziecie osobami, które będą miały zupełnie inną pracę, ale po zakończeniu tej pracy będziecie i tak zawsze gdzieś osobami, które będą miały to poczucie, że muszą zrobić jeszcze coś innego sensownego, albo i nie, ale może tak być, że to się jakby nie wyklucza. Po prostu ja uważam, że to jest gdzieś tutaj w głowie, że albo się po prostu ma taką chęć i poczucie, że muszę się w coś zaangażować, bo chcę – bo robienie czegoś, bo tak wypada to jest na krótką metę. Ja mogę powiedzieć, że mamy takich wolontariuszy, którzy przyjdą na jeden dzień jarmarku bo jest potrzebne zaświadczenie do szkoły, żeby jakieś punkty dostać, wiecie, nie o to jakby do końca chodzi.
NIL: Mamy też naszych wychowanków „zimbardowych”, którzy pracują w Amazonie i robią rzeczy, które są rzeczami też nowymi, natomiast na jarmarku przychodzą, biorą wolne i odrabiają to co potrzebują, to, jaką mają w sobie potrzebę, nie wyobrażają sobie, żeby ktoś za nich tą plakietkę „organizatora” miał. Mówię, mają swoją pracę, swoje życie zupełnie już gdzieś tam indziej prywatne, a są tak związani jakby z tym wydarzeniem chociażby, że Kuba właśnie – o którym mówił Waldek – powiedział tak: „Nie wyobrażam sobie, żeby mnie nie było”. Kinga, która jest w tej chwili nauczycielem tutaj w szkole, również po zakończeniu pracy w szkole przyszła i była organizatorem jarmarku razem z nami. To są fajne historie, które pokazują, że coś w nich zostaje.
NIL: Każdy ma też swój czas na to, więc to jest też tak, że tutaj nie ma się co spieszyć. Szczerze mówiąc, gdybym sobie wyobrażał czas w którym Wy teraz żyjecie, chyba nie uczestniczyłbym w takich rozmowach, dywagacjach jak teraz.
NIL: To nie jest Waldek motywujące.
NIL: Ale to jest bardziej dla Was gesty, że Wy to robicie, więc jesteście do przodu znacznie bardziej. Dla mnie dwie najważniejsze rzeczy to jest to, że ja mogę być tutaj niezależny i nie wiem jak bardzo dzisiaj niezależność jest dla młodych ludzi ważna, ale dla mnie jest dzisiaj numerem jeden w świecie w którym żyjemy, ale też poczucie wpływu o którym mówiła Gosia. i ja go miałem czasami bardzo wielki, a to się bierze trochę z niezależności. Ja mogę decydować o tym: co robię, jak robię, co myślę, co mówię. To, że „Zimbardo” powstało właśnie niezależnie od tych 700 złotych to jest dla mnie wielki balon, to jest naprawdę nasze. To poczucie, że jest coś naszego wystarczy na długo.
B: Myślę, że jako nauczyciele też mamy pokłady niezależności, na razie jeszcze można mówić co jest dla nas ważne i co jest tą naszą wewnętrzną prawdą. Ja też myślę, że chyba to nas łączy, jak Państwo opowiadacie, że my jeszcze gdzieś mamy takie poczucie sensu wynikające z tego, że robimy coś takiego na zasadzie „podaj dalej”. Podaj dalej kawałek tego co może być dobre i może być niesione niekoniecznie tylko i wyłącznie jako kolejny produkt komercyjny.
NIL: Powiedzcie, dla Was słowo niezależność jest ważne dzisiaj?
NIL: Czy ta niezależność jest tak samo rozumiana? Ta nasza niezależność, my płacimy za to cenę, którą jest na przykład to, że my nie mamy gwarancji finansowych, trzynastek, ale nasze umowy za chwilę się skończą i musimy wymyśleć napisać i jeszcze dostać pozytywny wynik naszego projektu, więc ta niezależność jest okupiona niepewnością, więc jakby łatwo pewne hasła wrzucać, ale też trzeba uczciwie powiedzieć co za nimi stoi, co je równoważy i przeciwstawia, więc jakby przez lata, te dylematy, trochę już łatwiej się przez nie przechodzi. Myśmy mieli sytuację, żeśmy nawet, nie wiem, w Urzędzie Pracy byli zarejestrowanie tylko po to, żeby przeczekać trudny moment i powrócić tutaj, ale równocześnie pracowaliśmy tutaj będąc zarejestrowanym w Urzędzie Pracy, natomiast – tak, to dość trudne życiowo wybory, wolność kosztuje i myślę, że to jest dobry moment, żeby sobie o tym pomyśleć: „co jest dla Was najważniejsze, jaka forma niezależności?”. Być może niezależność finansowa – wtedy Amazon – rozpoznajcie to w sobie. NGO zmusza
do kreatywności, natomiast może być tak, że drugi, trzeci, czwarty projekt jest po prostu odrzucony, jest moment pewnego zawieszenia. Jeżeli za tym nie stoi pewna stabilizacja – to może spowodować frustrację. To zależy w którym momencie życia się jest i jakie są potrzeby. My też z tą frustracją żyjemy i sobie też świetnie daliśmy do tej pory radę, tylko gdzieś trzeba o tym pamiętać.
B: Ale niektórzy z nich decydują się nawet na prywatną działalność gospodarczą i będą sprzedawali marchewkę, to jest po prostu ta sama sytuacja, to samo ryzyko, prawda?
NIL: Tak, tylko chyba zapobieganie sytuacjom kryzysowym w jednej i drugiej sytuacji jest trochę inne, ale jest ryzyko.
B: Natomiast trzeba być kreatywnym i poza tym Wy tutaj, uczycie też umiejętności miękkich, więc jeśli chodzi o zaangażowanie się młodych ludzi w różne tego typu wyjście ze skorupy, pomyślenie: „co ja mogę?”, „jak mogę zmienić?” to jest po prostu konkretna też nauka pewnych rzeczy.
NIL: Wyjście ze skorupy i wyjście z rutyny, które towarzyszy takiej działalności na co dzień i rzeczywiście to macie zagwarantowane.
Transcription of a podcast produced as part of the project:
Mission Participation: young citizen podcasters
Episode 22.
Hosts: students and teachers of Stefan Batory High School
in Chorzów – Batorowcy (B)
Guest: Members of the „Factory of Local Initiatives” Association (FIL)
Introduction: Students from the Stefan Batory Secondary School in Chorzów talk to members of the Local Initiative Factory Association about relations with the city, the independence of NGOs organising events and Kopalnioki sweets. We invite you to listen in.
B: What does cooperation look like on a level with local authorities, and maybe even with authorities that are more national?
FIL: I’ll start from our backyard, in general, we, as the Local Activity Centre, that is this creation which was here, in 2008, we were a city programme, because we were a project which started to operate within the Social Welfare Centre, and basically the beginnings, the whole change here is – on the one hand there is the activity of people, because we didn’t do it because the city came up with the project, but because I came up with the project, I engaged Ania in it, there were favourable conditions in the city, because EU funds appeared: „Listen, we have this idea to activate the local community, let’s do it in a place that requires little input and the returns can be big”. So we started as a city project. We were slowly disengaging from the city, in 2012, we were able to come to an agreement with the city that we came out of the local government structures into an association that we had previously formed, but the assumption was that the relationship with the city has to exist – both ours as an association and the city has to be involved in the changes – because there were times when, the changes in Giszowiec, people decided that 'We can do it ourselves, but that’s not the way to do it’. But this is a place that is part of the city, an important part of the city, so this relationship with the city it should always be. It has both good and less good sides, I mean the good sides are that we have had a design relationship with the city for years, we do various projects together. As a rule, the city’s representative is the provision of social aid, because these are social activities, but for the last few years we’ve also had our more commercial activities, that is, events, fairs, which we carry out in cooperation with the city. The city is the host of our events, we are somewhere on that level, we aspire to the same level as Tauron, we are in the same basket of city events, so of course always, when creating this place, the Zimbardo Centre, for example. this place, the Zimbardo Centre, the city’s contribution to the Zimbardo Centre was to hire an artist to create the graphics for our website, it cost us £700 and I always recognise that, for the creation of the first Centre named after Professor Zimbardo in the world at that time, was a bit of a ridiculous amount. Then for the opening we were visited by the President of Zabrze, there was no one, almost no one from the authorities of the city of Katowice, so there were different moments, but on the other hand, we are in these relationships all the time, at different levels of administration. As a rule, it’s one of the vice-presidents with whom we know each other well, or a few heads of departments with whom we sort of deal here, we have such a delicate – I think maybe it’s not – problem, but we like to do things on our own, as we we want to do. Sometimes it’s easy and comfortable for us to do it ourselves and the city is somewhere beside us and it’s not with someone dictating the terms – Zimbardo, for example, was a place that, on the one hand, it’s 700 PLN and I’m laughing a bit at that, but on the other hand, we created this place and we create it exactly the way we want and we don’t have any choices imposed by someone. We can be completely responsible for it, we have to be responsible, but at the same time it is our place. We are constantly in a relationship with the city. For Nikiszowiec, maybe not for us as an association, the problem is the lack of – for many years, when there are these changes here, as if revitalisation is taking place, there are no entities here that would take responsibility for some kind of communalised planning. It has always seemed to us that cities should be the kind of entities that bring together the important actors here to form some kind of partnership agreement, whatever you want to call it, to plan this change and this development of this place. This is not happening and this is the problem of the city, and for me this is a kind of unused action that the city could implement, but apart from that, a lot of things here have been done by the city. Some things are taken care of by the city, we can’t say that this cooperation is not there, and you can always say that it could have been better.
FIL: I might add, there was a question about other levels of cooperation, not just city cooperation. I’m a bit involved in fundraising in my organisation and I just wanted to show the difficulties and paradox of maybe a non-governmental organisation, because, as Waldemar mentioned, it’s more important for us, for our activity, to be independent, that’s why we are an NGO, a non-governmental organisation, that is one which, in an ideal world, is completely independent, but at the same time, in order to realise our activities, sometimes very specific, non-commercial ones, often, even though we carry out this commercial activity, because we simply have to reach for external funds, that is to apply for grants in various institutions, often in foundations run by commercial entities, but also at the level of government administration, and this is a kind of a question: which funds to reach for, which not to reach for, and it is a kind of a question we sometimes ask ourselves, we try to carry out this cooperation over the years – and to reach for grants, external funds dedicated to our activity, mainly related to the protection of heritage or the support of the local community of specific groups – to reach for this financial support, so when embarking on such an adventure, one simply has to remember that the financing of the organisation’s activity is a portfolio. It is good if it is a portfolio made up of various sources, but these sources carry certain requirements, risks and sometimes dilemmas.
NIL: We have cooperated very well over the years, and this is still the case overall with the Marshal’s Office of the Silesian Voivodeship. Over the years, our activities here have been a certain model for activities in local communities, various projects written or created, or studies prepared by the Marshal’s Office which defined how to carry out work with communities, were somewhat based on our experience. So there is some kind of a relationship of a good model of action, I mean, for years I have had a feeling that, which is very important for me, that our actions and passing them on have an impact on the fact that people work well, that certain things are done properly, so I have such a feeling of fulfilment that for some years this cooperation was really bilateral, because we didn’t have it easy, also downhill in various matters, On the other hand, the Office had educational material, it had material on how to write studies, I don’t know how it’s called professionally now, Sheds, not Sheds, various guidelines for the implementation of projects, so that they would be rational. Now it’s changed a bit, there’s less rationality, but it’s just things are a bit different now, they used to be better.
B: I have a question – where did Kopalnioki come from?
NIL: From the sweets that are available here in the cupboard today onwards, they are called are Kopalnioki, for me it was simply a candy that was always in the cupboard at my grandfather’s house. Kopalnioki were just ordinary candies that someone once invented, they were very good for decongesting airways swamped with dust. Kopalniok is strongly aniseed and in fact my grandfather always had them on hand in the byfyj, and after coming from work it was a matter of course to take such a candy for granted, or often the miners had them behind them at all and after leaving the mine they would just eat them straight away, because they actually sort of let that throat a little bit. Also Kopalniok, because the candy that you ate immediately after leaving the mine, some people went to wash it down in a beer stall near the mine, were also an obvious thing at that time. I don’t know to what extent you were aware of the assortment of the cupboard, but our place is a very hybrid one, I would say, and just as you came, when you saw that it was closed I started to say that closed means that the shop is closed, but life in the Zimbardo Centre goes on after all, there were scotchers in the morning, that is men who play szkat, I didn’t hear about young people playing it now, it’s a very old card game, very well known in Silesia. I would like to ask whether you run something like this? Perhaps there are older people in their families, some of their uncles, grandparents – if you ask them, they’re certainly familiar with it, so there’s a group of a few gentlemen who, out of sentiment, still like to play this game, so they meet here, and their wives, in turn, come to the classes for seniors on Fridays, which are more artistic, and it’s mainly the ladies who benefit. Now if I could say what happens in this room, because in the building where the management of the mine used to be is the head office of the Association. This place, which is the Zimbardo Centre, is where – and it’s as if the professor had to come to terms with this straight away – it’s going to be a place that’s not just for young people. You can see pictures from that meeting, the first one in 2012, when he came to say what Nikiszowiec is, and the idea of that talk was that young people have to have a place. I’ve told you a bit about those young people who were deprived of spending their free time in a constructive way and at the time when we, as the Activity Centre, had all kinds of activities for the community and started to get involved in what we call „saving their neighbourhood”. A lot of young people got involved in this and there was also a moment when my pupils from the day care centre, who had already left that place, but were still so active and wanted to do something, came to our office and something was always going on. When I was telling the professor that the young people here are also very active on the estate, he asked: „Where do they have their place?” And in fact there was no such place where the youth could just come and meet with each other by themselves. Of course, it didn’t happen just like that, we just snapped it up and the place came into being, it took a year to renovate it, and to get the place in the first place was an ordeal, but we managed, and what you mentioned was the heroism of everyday life. There is such a programme in Poland, which – by the way, there were meetings of various groups of teachers here – the so-called HIPA, or Hero Imagination Project, and it kind of took place here as well, but we don’t implement it. We kind of made the professor aware that Nikiszowiec is such a specific creation, that everything happens here a bit in our own way, in our own way, and the activities here look a bit like ours. I think that the heroism of everyday life which took place here was firstly the fact that young people created this place themselves, some of them, so to speak, almost with a shovel and a rag, cleaning and decluttering, helping to make it possible to sit here at all. They created from the beginning kind of what they wanted to do here. At the beginning, there was actually the fact that practically the whole day was filled with young people, and sometimes there were activities that were very specifically devised, created, there was karaoke – which is where it all started, and there were some things that were a bit like in a community centre: today this, tomorrow that, after tomorrow that, but there was also a lot of freedom in the fact that if you had an idea, you wanted something to happen, you wanted to implement it: come up with it! And here, over the years, there have been a few events that the participants of the Zimbardo Centre have come up with, so if it was about you and you were the participants, I would be very happy to use your ideas of what you want to do here, or if you had an idea for a big event dedicated to your peers or other residents, you could make it happen here. If you were to go to our website now, even to our facebook page, and trace even some years back what was happening at the Zimbardo Centre, then you would see how this place has evolved, how many different things have happened here. I can’t list everything now, because there are some things that are very close to me, because they happened when I was most involved with the young people during those first years, but then it was as if the Zimbardo Centre had to be shared more and more, and someone came in who also had their own ideas. Nowadays it’s a meeting place for adults, seniors and young people. Sometimes we also make this room available for events that are important for the neighbourhood or for someone who just wants to implement their own workshops or ideas. I mainly work with young people, Gosia is an animator who works mainly with adults, but I also don’t have a problem with young people wanting to take part, of the younger ones, would like to take part in some workshops, it’s just such a natural exchange. It’s a place which is primarily used by the residents of Nikiszowiec, that is the estate and the entire Janów district. I think this is our greatest advantage, that we are open to different people, different subjects, different types of activities.
NIL: I will briefly refer to Kopalniok, this history of Kopalniok. As you can see today the Centre is divided into two parts: there is the shop, here is the social part – they mix together of course, whereas from the very beginning Zimbardo was founded due to our great need for independence, that it had to support itself, so basically since 30 April 2015 we have been running an official business as an Association, this is our other leg, so basically less than a year after we started the Zimbardo Centre we saw that Zimbardo would support itself, that it would earn its own money. Even then, the young people at first glance knew, for example, if we have a commission and we have an opportunity to make money for Zimbardo spaces, they move out and we bring events here that will give us an opportunity to make money. Obviously it all plays together. What happened today is that we kind of had to This space has to be divided up a little bit, this tiny space, but everyone is aware of that and some activities can take place here that don’t require strict silence, while a tourist comes and buys a souvenir. Kopalniok has the distinction of being such a typical Silesian thing that here we try to have things that are either manufactured or designed here in Niszowiec, so that is how they originated here. It’s also important that this part of the shop is, as it were, the first place of work for a number of people, the people who were the first salesmen here, who were kind of filling in for holiday duty and so on, were the „zimbardovites”, those people who kind of knew it all inside out. Then by the time someone was of age, it’s usually those people who are still studying or have had the opportunity to work at weekends. Alicja, who is an animator employed by the Association and kind of works together with me, just mainly with the young people, and basically she is the person who is pulling the theme further now. She is the person who came here when she was 15, still in secondary school. and came to one of the first classes we organised for young people. She became famous for a big event organised here, the „Black Sheep Festival” – it was a really big event, 300 people in 3 days, and she had a restless spirit, who is very active and wants to do something, and that’s how her life turned out, she ended up studying psychology, and here she is now employed and working as a youth worker and running this Zimbardo Centre for young people, just like I would really like it to be run, and I don’t necessarily have the strength anymore. For me, it is a wonderful story that has come full circle: the person who came out of here is now educated, can work in this profession and is also doing what he really likes, he is employed here. Marcin, who was a 'zimbardian’, is a student of German studies and is also a local guide. We now have girls who have come, there is another cast of our local guides on the estate. Marcin is a person who also, as a student, still earns a living working here in the wardrobe and is also a Polish-German guide, so if we need a German-speaking guide too, he is very much indispensable here. There are also a few other people who have been with us for years, who used to come to the Local Activity Centre as volunteers and later became employees, and as someone rightly said, I think the environment here is very hermetic and everyone knows each other. Some people in the Association are also from the district, but there are also people, Gosia is from Bytom, so there are also people from outside. Gosia is from Bytom, so there are also people from outside, but the support of people who are still active here in Nikisz is still noticeable. Certainly, it is no longer the same as it was in 2008, when we really concern to get out of the quagmire in which Nikiszowiec found itself was at its highest. and it’s as if the will to change was very strong among young and old alike. It is a well-known fact, it’s known that the more Nikiszowiec improved, the less active it became. But this place is for me still a very important tangible proof of the changes, which have taken place in Nikisz over the years, because I often say that Professor Zimbardo wouldn’t have come to Nikiszowiec, if someone at the Silesian University hadn’t heard about Nikiszowiec a while before. and it wasn’t as if it was already said that Nikiszowiec is an example of a certain social change and that it is worth coming to see the estate itself, but also to listen to the people who are involved here. I didn’t think that his stay would end up like that, that we would be sitting in a place that is actually the first place in the world that Philip Zimbardo gave his name to, and in fact, until the pandemic broke out he visited us regularly at least once a year. Now we’ve had a bit of a longer break, but we keep in touch. He has already celebrated his 80th birthday and on this occasion the young people of the Centre sang. We have a music band rehearsal here on Friday evenings, that’s another thing, they are 4 girls, residents of Nikiszowiec. On Friday they meet and rehearse here, they plug in the music equipment – also Friday is such a day that there are seniors until 12, then there are young people until 5:30 – young people from 15 to 18, and then from 6 p.m. until 9 p.m. there is a rehearsal, so it’s like Friday is a very tightly packed day.
NIL: As Nikiszowiec is changing, it is such an informal, one could say the most important tourist information point, and this also makes it so, people are already coming to us, they are all kinds of people. These are both tourists who have just come here for the day and want to find out what they can visit, but they are also simply new residents who have been in Nikiszowiec for some time and they simply come to us and ask where they can meet other people, how they can integrate here, and such people also come to us, so on the one hand we may seem a bit hermetic, but on the other hand these doors are always open when it’s warm and every day from 12pm to 4 or 5pm you can just walk in. It’s not that there are always workshops to sign up for, on the contrary, these things are generally very open to everyone, and we stand here and wait, and we have a tap on display. and we welcome everyone with open arms, so it’s as if being this Tourist Information Centre has this added value, just anyone can come in. And the opening of the shop of course, anyone can come in and from some detail a conversation will flow and then it turns out that someone comes back to us already as a person with some kind of relationship with us.
B: What I observe is important, I can’t say that I visit Nikiszowiec every week, but I visit you at least twice a year, usually during this famous Jarmark, I bring my friends, I also try to show my friends from other parts of Poland Nikiszowiec, we also try to bring young people. What I think is also a Zimbardo phenomenon is that you can see that there is a sense of common purpose here, which unites all your visitors, I can see it at the Jarmark – when one leaves one gate or another and comes to your area there are all these examples of handicrafts, there are older ladies standing, there are some young people standing and offering, it is said that: „Zimbardo, that yes, we are active”. In the same way when you come in, I have the impression that you guys boast about something like that. We as teachers also have our successes, when we see that our graduates come back to us as teachers, sometimes as students who, want to do something, and these are the two people you mentioned. If we could also ask you if we could ask for your self-assessment, how it looks from the perspective of your activity, because we know more or less what the effect is, but since 2008: how many people have you given hope to, I mean, certain proportions, that is
I mean certain proportions, that is very important.
NIL: These are different periods of activity, because, as Anne said, when we started out the moment when there was the biggest progress at the moment of breaking through, that is when this small group of people found each other, at the first meeting we organised a dozen or so years ago for the active residents of the neighbourhood, five people came, it was such a first meeting and that’s where it started. Those first few years were the years when we had, every year, a kind of doubled team, so we always had a dozen or so more active participants, we did various workshops, training sessions and meetings for them. The following year, another group joined the group, so if we were to, I don’t know, count the number of participants over the years, it would probably be several hundred people, but if we were to, I don’t know, I haven’t done such summaries, but the number of people who have become actively involved in some way and are the ones who we recognise at any time that they were important at some stage of the change of Nikiszowiec, is probably several dozen people. Today, for example, there are leaders who were the most important people in the world for us 12 years ago, and 7 years ago or 8, they recognised that their stage was over, because they are simply residents, we say hello and that’s it, while the next generation came immediately after them. As in the case of the youth, we now have basically a third or fourth generation of 'Zimbardo Youth’. At the events we have, I don’t know, 40 volunteers here, 40 young people from the neighbourhood, sitting here for these three days barely alive because they want to be and that’s the constant. I’m always amused by those first moments many years ago when everyone who was involved in the fair, because it’s such a coolest event, to illustrate it, cared very much to have a badge that said 'volunteer’ or 'organiser’ – this applied to the bakery owner as well as the ordinary resident or young person, each in their own way, but for them it was important to show that he was committed to the neighbourhood. Nowadays, of course, there is a ranking, 'volunteer’ is somewhere at the bottom of the hierarchy, when someone gets to be an 'organiser’ they are happy, because it’s a kind of ennoblement, although basically everyone: I collect rubbish as I need to and a volunteer collects rubbish, there’s no difference here, it’s always been like that, I also have this feeling, it also brought us very close and gave us a sense of fulfilment. I at least have the attitude that I work on the same level as the people, the residents. We’re the same, we’re laughing, we’re tiring in the same way, we’re working intellectually in the same way, we’re creating programmes in the same way, it was the same in the beginning. It also makes it a bit easier
this involvement of people, but indeed such 'leader of leaders’, because these are also different levels of being a leader. Leader is a word that is often used in projects too, we don’t like project thinking, but a leader can be a person who creates their organisation. Our kind of important leader was the person who opened a social cooperative, the first one in Katowice, and for me it was that kind of thinking: „Ok, we have this leader, or even two, three, they actually create a certain new team of people and this new team of people is already a team of people who are aware of a certain joint action, then a new association and such people are probably a dozen or so people who created certain structures around themselves, they don’t all exist to this day, but over the whole course of a dozen years they created certain structures. Back then it was easier for us to work with five people who went and worked with successive teams.
B: Looking at it this way, counting, so to speak metaphorically, you started I would say
from high school, then university, and then a doctorate, because now what you have come to, I guess you are sharing this knowledge you have acquired since 2008?
NIL: The time here in Nikiszowiec is sort of divided into this moment: 2008, when there is the Local Activity Centre and it was this creation within the Municipal Social Welfare Centre, then when, as the Local Initiative Factory Association, we started as if in the space here in Nikiszowiec. We were still here, more and more people joined us. and some people still think of Nikiszowiec as Asia, Waldek – the Local Activity Centre. And those periods: here a little bit of local activity, then the Association, expanding, and then Zimbardo. And now it’s often as if someone is talking about us: „Because Zimbardo this, because Zimbardo that”, only that as this chief structure is FIL, that is the Factory of Local Initiatives. Often, because we are visible here, it’s easy to think, that everything that is created in Nikiszowiec is created by the Zimbardo Centre, and the Zimbardo Centre is kind of one of the effects and one of the things that our association does here, runs here, and maybe it’s the most noticeable. Looking at how this activity of people has changed, what kind of people have been with us, how over these years there has been this involvement around us, it would really have to be broken down into these periods. If I were to say how many people we helped the most, or who we helped the most between 2008 and 2012 it was actually the residents whose overriding goal was to stop being ashamed of living in Nikiszowiec and to do everything to show, that Nikiszowiec is a neighbourhood worth visiting, not to be ashamed, to show the best. Then we also had a kind of slightly different premise. We had a lawyer, a psychologist, an educator as part of the programme. We also worked to help those people who got into various kinds of trouble, and I remember that we had a project which helped residents who had debts to pay them off, because we wanted as many residents as possible to stay here – those who had been in Nikiszowiec from generation to generation in Nikiszowiec. And maybe these are individuals, but if I today with the benefit of hindsight, I meet them and see that they are still living here, I think it was worth helping them, because these people are still in Nikiszowiec, even though this Nikiszowiec has changed a lot. If I were to look at the period when our greatest activity was to promote Nikiszowiec somewhere by means of a fair, cultural events, you could think that we were such an informal community centre, because there were so many of these events over the years, that some residents could say that our greatest advantage – and what helped them – was that the fair made them stop being ashamed of Nikiszowiec, because those who come here now are delighted with it, and it’s beautiful and wonderful. There were all sorts of drawbacks as well, but it was as if our work at some point was very much focused on showing this Nikiszowiec as a tourist attraction. If I were to talk about the period when I was strongly involved in the creation of the Zimbardo Centre, it was mainly about „my children”, who went out into the world, who are now studying, working and facing various life dilemmas. If I were to from the perspective of this place to say what was the greatest value, it was If I were to say from the perspective of this place what the greatest value was, it would be that they got their wings somewhere and went out into the world, found some answers to important questions, or because they were here, their lives turned out the way they did. I don’t think there’s a straightforward answer, because there were a lot of people at different times, a lot of different people, and there were a lot of people with a lot of different problems. There were other problems right at the beginning of our activity here, others when this place was created in 2014, and today we also have other challenges, as it were, where we may still need to give people hope somewhere or help them find their way in this new reality of Nikiszowiec.
NIL: From the very beginning we participated, at the same time learning what we were doing and at the same time we shared our knowledge, because in June we started the project, and in November I did the first training from our experience. This is an important thing and we still do it today. It’s also both the part that gives us a lot of energy, allows us to exercise our memory, because we have to go back more and more when recounting about certain events, on the third hand it gives us the opportunity to earn money,
Thirdly, it gives us the opportunity to earn money, because in part we do it for a fee, in part we don’t. Fourthly, we also have the nice thing that we can really be participants, observers of these changes for many years. Anna and I have been here since 2000, so it’s actually
22 years of being here every day and seeing some change. Of course, we are not the scientific type, we don’t analyse it, we don’t do research on it, we have it
within ourselves and it’s often locked away, it needs some sort of lock to get someone to ask, to get something out, but that’s just the way we have it and that’s the way it is. Of course, we also do research in connection with projects in order to carry out certain needs analyses. One thing that is important, but also we always mention: Nikiszowiec itself is so unusual, that it is not an example that can be translated „zero-one” elsewhere. This is something we pay a lot of attention to, because you can learn from the experience, from certain things that happen here, that are easily noticeable, but they are not translated anywhere else. Anyone who wants to do something similar somewhere has to take that overlay that this is a place that is unique. Every place is unique and every place Each place is unique and each place has its own qualities, its own resources which need to be tapped – we simply did not have to dig so deep here, because here these qualities are lying somewhere, almost in the street – and on the other hand, if they were just lying there, we would not be needed here, and we have been needed here for several years now.
B: Do you often get requests to train people from Lower Silesia, because it asks for people with initiative?
NIL: We’ve had some dealings with Lower Silesia – one of our long-standing members once decided to leave us and become the director of a Social Assistance Centre in Wrocław. It happens to us, we’ve had a study visit from Wrocław, we’ve even had a few times from Lower Silesia from the OPS mainly, because these are the areas that deal with social change the most actually. Privately, it happened to us, it happened to me a lot of times, to conduct trainings somewhere in Lower Silesia, somewhere deeper and closer to us, we are open, we wait for contact, we do such things anyway.
B: Such people would be useful in Walbrzych….
NIL: We also have our own network, a kind of relationship, because for years I have been a co-worker of the CAL Association, which in Poland deals, as it were, with developing concepts for working with local communities. with local communities, we have such a large network of CAL educators and animators, and somewhere in Batory you also have one such significant educator, so we exchange somewhere.
B: You mentioned events, could you mention the most interesting event you think the young people came up with?
NIL: Yes, these are my very big sentiments, there are three that are closest to my heart – namely the first was Alicja Jośko and the 'Black Sheep Festival’. It consisted
The first was Alicja Jośko and the „Black Sheep Festival”, where she organised the event from start to finish, almost almost on her own. She was in secondary school at the time, in the 2nd year of secondary school at the Silesian Technical Academy, and she got half of her school involved to become volunteers. She created a space here for 3 days where very different people met: there were workshops, talks, lectures, film screenings and concerts. For everything, of course, you had to sign up and so on, for every workshop here people just changed, the decor changed. It was all very carefully planned, including the opening ceremony, the closing ceremony and so on. And the „Black Sheep Festival”, because Ala has always considered herself a bit of a black sheep, so it was as if all these meetings that were held here were aimed just so it’s as if all the meetings that were held here were aimed at people around your age and were a bit of a search for answers to „who am I?”, „who do I want to be?”, „how do I develop?”, „what are my passions?”. So it was really all sorts of things. That was the first event.
B: How long did she prepare it?
NIL: Half a year at least, she had the first meetings – the ones where she started to sort of meet people, distribute tasks, everyone had 'Black Sheep Festival’ T-shirts in general. We had screen printing here, so there was still production on the screen printing of those T-shirts, also half a year of preparation. It’s just that she was the kind of person who knew exactly what she wanted, and it was kind of the result of her coming up with the Festival that she went to a training course for young leaders, and she kind of learnt there, after the training, how to plan, how to create a little bit of an event. The fact that she created such a momentum that there has never been another event like it, and nobody has beaten her so far, that’s another thing, there have been minor events that were also very interesting. Certainly, the event that made a lot of noise in the district was the Zdolne Podziemie Festival, which was in turn a hip-hop festival, and my greatest memory – I mean, I will certainly remember it – because of the way the events took place.
my greatest memory – I mean, one that I’ll definitely remember – was the freestyle battles taking place here on the site, and the Corpus Christi procession going by the church, so the juxtaposition of these two worlds was certainly very interesting, although it was also Mateusz vel Mangan’s initiative, who created some underground hip-hop music for himself and thought he’d like to create such a festival. There were two days of meetings with various people from the world of hip-hop: there was a lecture on the history of hip-hop, freestyle battles, and a concert given by Mangan and his friends. Another very interesting event was the Closer to Silesia Festival. It was a festival which Marcin, then also a secondary school student, the guide I mentioned before, who is also currently working in the district, as he has always been very interested in Silesian history and culture, came up with the idea of such meetings for young people to answer the question: „What does it mean to be a Silesian today?”. with various people, there were excursions around Nikiszowiec, and it was a way of bringing Silesian culture closer to young people in particular. I remember that at that time we had a visitor here, maybe now maybe now it’s a bit more quiet about him: „Rubens was from Bytom”. If you go on Instagram
and see Mateusz Ledwig’s profile – he became famous for reworking Rubens’ paintings. For example, there is a lady of just the right Rubensian shape and in Silesian „Jo bych to wywarła”, or „Musza sie dychnąć”, so it’s as if he wanted to let the Silesian
into the salons more with these funny memes, he started to break into this world a little bit through Instagram, among other things. He was also the person who told the story here: how his son from Bytom went to Warsaw and started his career there. That was the moment when I was most involved here over the course of a few years, so it’s like these three big events are actually the closest ones. But it was already during the time of Alicja, who was already working with young people, that smaller but, in my opinion, very important events took place, including a collection for a shelter and a campaign for animals. The first action in which young people got involved in 2013, I remember, was the action Mission Poop, and it’s a bit of an everyday heroism, i.e. young people who did a happening to teach residents to clean up dog poop. They made a huge dog poo out of silicone foam with flies stuck in it. The poo was lying in front of the church, so to speak, and the young people here made, among other things, many different placards with slogans such as: „Clean up your dog’s poo
We tried to make use of Silesia in some way. I’m very proud, because the placards that the city placed a few years later in the city and under School No. 53 – are placards with our slogans, which were drawn with crayons at the time, normally cardboard, but were kind of absorbed and, to our surprise, once our slogans spread. If this is to serve the general purpose here of spreading the good idea of cleaning up after your pets, then so be it. Also events of different calibre, very local, but also for people from outside, so if someone asks me, I mention these three right away, and then I could mention all the others, including the smaller ones, because sometimes it’s not about making an event for 300 people, because for us a cool event is the Film Night at Zimbardo that’s going on right now and the fact that we’re here together all night, we watch companies, in the meantime we sleep, we watch sleep, we watch or discuss these films too, these are also cool events.
B: What would you recommend for people who want to develop themselves, any training courses?
NIL: At the moment, there is a very large offer for people who are active somewhere. On the websites of NGOs there is really a lot, and it is so that sometimes an organisation, raising money for its activities, provides training for specific people. I can’t think of any such dedicated programmes at the moment, but I would like to follow the competitions of the Silesian CIF or Silesian Small Grants. These are competitions which are usually organised twice a year and small initiatives can be submitted there by informal groups, also understood as groups of three people. I know this kind of thing and I’m a bit involved in it. and this is also a way of implementing local initiatives. This is where the local character and involvement was strongly appreciated. Perhaps it’s also worth taking a look at what’s going on in your city, there are such things as local initiatives, small grants. But the thing with local initiatives is that you need to do them in association. Of course, you can put forward some ideas for local activities, but you can’t be a formal group here, you just have to be part of a structure. We, for example, as an organisation, are organising a form of re-granting, a competition is currently underway – that’s the poster, the green one – for local initiatives, and in the same way non-associated people, at least two people, can submit their ideas for local activities. There is a very simple application and today we’ve just had such a discussion about whether a local initiative: whether two residents can enter, what to improve and change there, so perhaps in your area there are also NGOs that are a bit active in the area of localism, which either announce such competitions or with them, in a way, such initiatives could be implemented.
NIL: This is a good direction in general, because over many years, the people we have with us, our leaders ideally and our current leaders, some of them have gone through various stages of training – for example, we have several people who were at the Polish-American Freedom Foundation after leadership training at the Polish-American Freedom Foundation, and it’s as if the path was such If you want to look for places to be active, and perhaps also for training in education, it’s worth seeing if you have organisations in your area that are close to you. Close in the physical sense, but also in the sense of some kind of conviction, because through an organisation you are able to get further, and the people I’m thinking of – whether it was Alicja, who got to Korba from us, or Zdzich, or someone else – they were people to whom we, working together, were looking for a place for education. The road to the NGO is perhaps one such road to further education, because here one thing is – It’s one thing to have money for your own ideas, and another to have the skills to put them into practice, so organisations can also provide this education. NGOs need to be creative in order to exist, but they can also have insight and can simply lead. Very often, for these various leadership projects, you need some kind of NGO accreditation or a kind of 'certificate’ or proof that the person who wants to be educated further has been active somewhere, has been a volunteer and so on. Every such training and leadership course requires you to have a CV and to show that you’ve already done something, that you’re active, whether it’s helping animals in shelters or helping the homeless. it’s going to be helping the homeless, whatever, it’s going to be useful to then get on.
NIL: I helped Alicia at 9.30pm just to fill in the application for the training for Korba, she had until midnight to email at least a scan of it and it was a last-minute decision, as it turned out, very valuable.
NIL: While formally trying to grasp the issue of volunteering, it is worth following this step of non-governmental organisations, finding out who and how works locally, but on the other hand, looking at it from the other side, it also happens to us that people from outside come to us, for example from Katowice, they would like to be volunteers, but they come a bit waiting for us to suggest something to them and then it doesn’t work at all with us, because we really are such a fast-paced machine, which is very open to what will happen. In our mission we even give space, but in such situations we are open to people’s ready-made ideas, that they come to us with something, and we give them this space, also physical, not only mental, to do certain things, and we are open to that. Maybe a bit of advice that if you try to join an organisation somewhere, show that you have an idea for something, it doesn’t have to be a concrete idea that fits into some project, form, application, but that you come up with something. NGOs are often so busy and are so immersed in their various affairs that they are often just waiting for a fresh – I think, perspective and – new ideas.
B: The fact that we are with you today, at a time when young people and teachers still have the day off, also testifies to the fact that there is a kind of will in us to learn and to share our experiences. I would like to ask you, as experienced people working here in such a place, where this local initiative exists and you have had spectacular successes. about this: „why?”. And now I am not asking what the whole story is here, because you have already told us perfectly well, but „why?”. What is the benefit of this, such a private benefit, I think you feel my intentions?
NIL: I will selfishly say, because someone else will come and do it for me yet, I mean I am very emotionally attached to this place, because it is my – I mean Nikiszowiec – family place. At some stage in my life, even when I was working as an educator in a day-care centre, I didn’t assume that I would continue my work with children, maybe in some different configurations, but that I would simply work with children and young people as an educator. It turned out that at some stage I decided that I needed a change and when the vision of becoming an animator in the Local Activity Centre appeared on the horizon, I went for it, although at that time I probably couldn’t imagine what I was getting myself into. I am a total self-taught person when it comes to working in the local community, Waldemar is at least after such hype training for some years. There is a famous anecdote that when people came in, Waldemar was in charge of administrative and office work, He knew how to plan everything on paper, and I was the one who went to the sandpit on the lawn, to the people. This is also our anecdote, we complemented each other so well, for example, Mrs Basia would come and say: „Waldek tell me how it is, because there’s something there…” because she had some problem and Waldek tells her, says (Basia): „OK Ania, now you tell it to me so that I understand it”. Some sort of intuition helped in how to work. And for what? So that I can actually say that my work is my passion, my satisfaction, and on the one hand I do what I like, and on the other hand these young people have kind of come back to me since 2014, and this moment of intense youth work has come back to me again anyway. Only that it’s still with Nikiszowiec in the background, with the revitalisation, with the trips, with all the tourist surroundings. And now we’re adding to this a kind of search for identity. I think that „Kajś” has done such a good job that there is still room to teach young people something else, and in general I have the impression that we are learning to be Silesians again and again, so it’s as if Nikiszowiec and these 20-odd years, but I have the impression that it’s like something new all the time. What for? The „why?” is changing a bit. Personally, it’s because it’s close to me and I have this need, That it’s me and not someone else because I love it. And this „why?” for someone is changing over the years, but all the time I think it’s worth it, but it’s very individual and I think that in a job like an NGO you just have to be open to different turns of fate and different possibilities, because, for example, funding is something that comes and goes, so it’s like an additional difficulty that, for example, you have to ask yourself „Why do I want to survive here?”, the „why?” is the most important thing here. We just wanted to, despite the interruptions, so to speak, financially, because it was just like this Nikiszowiec, we decided that it was worth it for us to continue doing it despite the adversity.
B: If you could tell young people in a few points why be active? Why should they do anything about it?
NIL: This is something you either want or don’t want.
B: I have the same feeling that just entering the path of activity or entering the already professional path of an NGO has to be a choice that stems from It may be related to the place, but it may also be on a broader level, the feeling that I want to do a meaningful job at work. On such a global scale, working for an NGO or association or foundation gives you that, but at the same time there are a lot of people who don’t necessarily have a need for meaningful at work, and in my opinion that’s fair too, and it’s also nice to be able to diagnose and recognise this early on: do I want to earn well when I go to work or do I want to work 8 hours. These two things are not very realistic in NGOs, but these are other things, whether the sense or the feeling of influence, of course on a small scale, so that you also have
It’s not that you change reality in some spectacular way, well, sometimes in a spectacular way, but in everyday life it’s just ordinary, sometimes nice, sometimes tedious, sometimes paperwork, sometimes rewarding work, but you have a certain sense of influence, so, dear young people, think that it’s crucial for you to recognise what is important for you in your further, educational and professional choices. and professional choices are important to you, in thinking about your work, perhaps something completely different from what the NGO-s gives you. For me, it gives a sense of a certain sense, a certain minimum of agency, being in a relationship in the community, but also a certain freedom, and this is something you definitely don’t have in a corporation, at least on this scale. It’s fun to look at it from different angles and think what’s most appropriate for me in this further path.
NIL: We know people who have a job from one to the other and then they have the need to do something else, and it could also be that at your stage you never know how it’s going to end, because maybe now you’re the kind of person who has the sense to do something meaningful outside of going to school, having a circle of friends there, doing something at home, outside of the home, that you’re looking for something for yourself and you might end up doing it, That you find just the answer to what you want to do in life. It could be that, that you will be a person who will have a completely different job, but after that job is over you will still always be a person somewhere who will have that feeling that they need to do something else meaningful, or not, but it could be that it’s not sort of mutually exclusive. I just think it’s somewhere in the head here that you either just have this desire and a feeling that I have to get involved in something because I want to – because doing something because it’s the right thing to do is just for the short term. I can say that we have some volunteers who come for one day of the fair because they need a certificate for school to get some points, you know, it’s not really about that.
NIL: We also have our 'zimbard’ alumni who work at Amazon and do things that are new things too, whereas at the fair they come, take time off and make up what they need, what they need in themselves, they can’t imagine that someone should have this 'organiser’ badge for them. I’m saying, they have their own work, their own private lives somewhere else, and they are so connected to this event, for example, that Kuba – who Waldek was talking about – said: „I can’t imagine not being there”. Kinga, who is a teacher here at the school at the moment, also came and was an organiser of the fair with us after she left her job at the school. These are cool stories that show that something stays in them.
NIL: Everyone also has their own time to do this, so it’s also the case that there’s nothing to rush here. Honestly, if I imagined the time you guys are living in now, I don’t think I’d be participating in the kind of conversations, the kind of divagations we’re having now.
NIL: This is not Waldek motivating.
NIL: But it’s more of a gesture for you guys to do it, so you’re ahead much more. For me, the two most important things are that I can be independent here, and I don’t know how important independence is for young people today, but for me it’s the number one thing in the world we live in today, but also the sense of influence that Gosia talked about. and I’ve had it very great at times, and that comes a bit from independence. I can decide: what I do, how I do it, what I think, what I say. The fact that 'Zimbardo’ was just created independently of those 700 zloty is a big balloon for me, it’s really ours. This feeling that there is something ours is enough for a long time.
B: I think as teachers we also have layers of independence, for now it is still possible to say what is important to us and what is that inner truth of ours. I also think
I also think that we have something in common, as you say, that we still have a sense of meaning somewhere, because we do things like 'pass it on’. Pass on a piece of what can be good and can be carried not necessarily just as another commercial product.
NIL: Tell me, for you the word independence is important today?
NIL: Is this independence understood in the same way? This independence of ours, we pay for it, which is, for example, that we don’t have financial guarantees, thirteen, but our contracts are about to end and we have to come up with an idea to write and still get a positive result for our project, so this independence is bought with uncertainty, so it’s kind of easy to throw some slogans in, but you also have to be honest about what stands behind them, what balances them out and opposes them, so over the years, these dilemmas have become a little easier to go through. We had a situation where we were even, I don’t know, registered at the Employment Office just to wait out a difficult moment and come back here, but at the same time we worked here while registered at the Employment Office, while – yes, these are quite difficult life choices, freedom costs money and I think this is a good moment to think about it: 'what is most important for you, what form of independence?’ Perhaps financial independence – then Amazon – recognise that in yourself. NGOs force you to be creative, while it may be that the second, third, fourth project is simply rejected, there is a moment of some suspension. If there is not some stability behind it – this can lead to frustration. It depends at what point in life you are and what your needs are. needs. We also live with this frustration and we have managed to cope with it very well so far, only somewhere you have to remember.
B: But some of them even decide to go into private business and will sell carrots, it’s just the same situation, the same risk, right?
NIL: Yes, only I guess crisis prevention in one situation and the other is a bit different, but there is a risk.
B: On the other hand, you have to be creative and besides that, you here, you also teach soft skills, so in terms of young people getting involved in different kinds of that, coming out of their shell, thinking: „what can I do?”, „how can I make a difference?” it’s just a concrete learning of certain things as well.
NIL: To come out of your shell and out of the routine that accompanies such activities on a daily basis and that is indeed guaranteed.